Dopiero co niedawno zakończyły się wybory nie tylko w Stanach Zjednoczonych ale także i na Białorusi. Za każdym razem twierdzono, że głosy za naszą wschodnią granicą były jeśli nie kupione to na pewno sfałszowane. Tak samo przecież niedawno spierano się przy okazji wyborów samorządowych w Polsce, że doszło do fałszerstw wyborczych, gdzie przez bodajże tydzień liczono głosy. Po 2015 roku oskarżano PiS o kupowanie głosów wyborców obietnicą „500+”, którą to obietnicę spełniono, pokazując, że wcześniej wszyscy mówili że się nie da, a jednak było to możliwe. To samo było w przypadku wyborów na Ukrainie gdy wygrywał nie ten kandydat co trzeba. Opowiadano historie zarówno o fałszerstwach jak i przekupstwie przy pomocy alkoholu. Stwarzano obraz, że takie oto rzeczy dzieją się właśnie tylko w owej „borellowskiej dżungli”, czyli na niecywilizowanym Wschodzie, gdzie jak wiadomo nie obowiązują tzw. wartości zachodnie, polegające rzekomo na przejrzystości, transparentności i naturalnie uczciwości.
Biden także kupuje głosy
Tym czasem Departament Ochrony Środowiska, którym kieruje Lee Zeidlin, który jest protegowanym Trumpa ujawnił, że Biden przed wyborami rozdał 20 mld dolarów swoim kolegom z partii aby… kupić głosy. Różne liberalne organizacje przy pomocy tych pieniędzy, które otrzymały pod koniec kadencji Bidena pod pretekstem walki z globalnym ociepleniem miały dzięki temu głosować na swojego chlebodawcę i programować na to wyborców. Rockowy zespół Guns’N’Roses ma w swojej dyskografii debiutancki album ze słynną piosenką „Welcome to the jungle”. Można odnieść wrażenie, że niekompletnie jeśli nie błędnie potrafił zdiagnozować kierunek gdzie jest dżungla Joseph Borell. Przykładowo 2 mld dol. przekazano na Power Forward Communities, którą kierował Demokratka Stacey Abrams. Pieniądze przeznaczone zostały na zakup lodówek i innych urządzeń dla ubogich. Twierdzono do tego, że są one energooszczędne i przyczyniają się do walki z globalnym ociepleniem. Czy widzicie państwo podobieństwa? Jak polskojęzyczni zwolennicy Bidena naśmiewali się z tego że PiS tworzył różne programy pomocowe, a taki na pewno nazwano by „lodówka+”. Ale jak wiadomo „Co wolno wojewodzie, to nie Tobie smrodzie”. Okazuje się, że 2012 roku rozdawano w USA telefony komórkowe o wartości ponad 1 mln dol. Były one nazwane „telefonami Obamy”. W Polsce od razu taki program dostał by to nazwę „telefon+”. Jak się jednak okazuje są „dobre nieroby” i „złe nieroby”. Te „dobre” korzystają z pomocy „szlachetnych” Demokratów, a „złe” od zacofanego PiS-u. Tym „dobrym” nierobom trzeba przecież pomóc, a tych „złych” należy wgnieść w ziemię jak Putina, bo zawierzyli się opiece nie temu stronnictwu, które się podoba tym uważającym się za lepszych.
Wszechobecny kult Mamona
A przecież bez względu na to które z ugrupowań rządzi w systemie, w którym czy to rządzący czy też obywatele kierują się wartościami typu „zysk-strata”, „rywalizacja”, „konkurencja”, „wolny rynek”, „pragmatyzm”, „utylitaryzm”, a treści przekazywane z różnych komunikatów pokazują, że w zasadzie to nie liczą się żadne ideały, a tylko zaspokajanie podstawowych potrzeb, co widzimy nie tylko w reklamach ale i kulturze masowej, to dlatego też łatwo jest wdrożyć w praktyce jakiś program, który mógłby choć trochę ulżyć tym, którzy poprzez zduszenie ich zdolności życiowych neoliberalną polityką zostali sprowadzeni do tych, którzy żyją na poziomie minimum socjalnego bądź biologicznego. A wszystko pozostaje wtedy tylko kwestią tego, kto jest zwolennikiem, której opcji politycznej aby ewentualnie miał popierać bądź sprzeciwiać się „przejadaniu” pieniędzy. Jak udowadnia praktyka, do takich rzeczy posuwają się obydwie opcje, co w razie czego jest taktownie przemilczane przez przeciwników takiej polityki, póki nie robią tego ich faworyci. A przecież i w Polsce nie zniesiono wcale „500+”, a podwyższono do „800+” i wcześniejsi przeciwnicy tego, teraz nie nazywają tego korupcją i kupowaniem głosów biednego elektoratu.