Wśród cyników występuje sposób myślenia, który charakteryzuje się dużą wężyzną, polegającą na tym, że uważają pieniądz, a więc martwy znak, martwą umowę za coś jest kluczem do szczęścia. A więc życia długiego, wystawnego, dającego dużo możliwości, przekraczania wszelkich barier, a do tego wpływów oraz władzy. A przecież wystarczy im przypomnieć to co powiedział w obliczu zbliżającej się śmierci z powodu ciężkiej choroby Steve Jobs. „W tej chwili, leżąc na łóżku, chory i pamiętając całe życie, zdaję sobie sprawę, że całe moje uznanie i bogactwo, które posiadam, jest bez znaczenia w obliczu zbliżającej się śmierci. Możesz wynająć kogoś, kto będzie dla ciebie prowadził samochód, zarabiać dla ciebie – ale nie możesz wynająć kogoś, kto poniesie za ciebie chorobę. Z wiekiem jesteśmy mądrzejsi i powoli zdajemy sobie sprawę, że zegarek o wartości 30 USD lub 30.000 – oba pokazują ten sam czas. Niezależnie od tego, czy prowadzimy samochód o wartości 150 000 USD, czy samochód o wartości 2000 USD – droga i odległość są takie same, dotrzemy do tego samego miejsca docelowego. Jeśli pijemy wino o wartości 300 USD lub wino o wartości 10 USD, i tak wypijemy je”. Do tego jeszcze zalecał w jaki sposób należy postępować, aby wartością stało się coś innego niż możliwość posiadania jak największej ilości znaków. Zalecał dążenie do szczęścia ale także m.in. także aby działać wspólnotowo. Proponował aby wychowywać swoje dzieci nie do tego aby były bogate, ale aby były szczęśliwe, bo w przyszłości będą znały wartość rzeczy, a nie ich cenę. Do tego zalecał także aby jedzenie było lekarstwem, bo inaczej lekarstwo stanie się jedzeniem. W miłości uważał jest tak, że znajdzie się zawsze jakiś powód aby kogoś nie opuścić. W końcu w kwestii wspólnotowego działania zalecał aby jeśli chce się iść daleko to najlepiej iść razem.
Bogaci żyją dłużej
Ten przykład wskazujący na to, że można mieć pieniądze ale życia wiecznego się za nie nie kupi tym bardziej skłania do refleksji jeśli sięgniemy do artykułu na portalu „El Pais”. Badania bowiem wykazały, że najbogatsi Amerykanie mają krótszą długość życia niż Europejczycy. A przecież ciągle punktem odniesienia dla wielu mieszkańców Europy, a już na pewno Polaków jest Ameryka jako symbol bogactwa i władzy, których percepcję wzmacniały hollywódzkie produkcje pokazujące ludzi żyjących w ogromnych pałacach, prowadzących wystawce życie, spotykających się cały czas na balach i pijących drogie alkohole, jeżdżących na tylnym siedzeniu w limuzynie prowadzonej przez szofera. „Badanie, którym kierowała Irene Papanicolas, profesor usług zdrowotnych w Brown School of Public Health, objęło 73 000 Amerykanów i Europejczyków w wieku od 50 do 85 lat. Byli oni obserwowani od 2010 r. w celu zaobserwowania wpływu bogactwa na prawdopodobieństwo śmierci jednostki. Po pierwsze, stwierdzono, że zarówno w USA, jak i w Europie bogaci żyli dłużej niż biedni, chociaż różnica była znacznie większa w Stanach Zjednoczonych”.
Amerykańska „cywilizacja śmierci” nie wybiera
Jednak gdy porówna się najbogatszych Amerykanów oraz Europejczyków, to tutaj sytuacja znacznie się różnicuje i do zdecydowanie na niekorzyść Amerykanów. „Współczynniki umieralności na wszystkich poziomach zamożności w USA były wyższe niż w regionach europejskich objętych badaniem. Najbogatsi Amerykanie mieli niższą oczekiwaną długość życia niż najbogatsi Europejczycy i nie przekraczała tej najbiedniejszych w niektórych krajach europejskich, takich jak Niemcy, Francja i Holandia”. Miguel Ángel Martínez Beneito, główny autor Narodowego Atlasu Śmiertelności w Hiszpanii postawił wniosek, że „wygląda na to, że są bardzo zamożni ludzie, którzy nie mają dostępu do tak kompleksowego systemu opieki zdrowotnej, jak ten w Europie”. Okazuje się, że takie czynniki jak niepalenie, wyższe wykształcenie czy też pozostanie w dłuższym związku małżeńskim jest w Ameryce bardziej skoncentrowane wśród 25 proc. najzamożniejszych, a w Europie bardziej równomiernie rozłożone, co nie pozostaje bez wpływu na Amerykanów właśnie. „Dla badaczy ich wyniki stanowią przypomnienie, że nawet najbogatsi Amerykanie nie są chronieni przed strukturalnymi problemami kraju , które wpływają na pogorszenie stanu zdrowia i zmniejszenie oczekiwanej długości życia, takimi jak nierówności ekonomiczne, stres, złe odżywianie i zagrożenia środowiskowe„. Wspomniany wyżej Beneito stwierdził także, że największym problemem w Ameryce jest transwersalność śmiertelności USA we wszystkich grupach ekonomicznych. Skonstatował to, że „oznacza to, że ta nadmierna śmiertelność wykracza poza kwestie ekonomiczne, ponieważ wydaje się, że są bardzo zamożni ludzie, którzy nie mają dostępu do tak kompleksowego systemu opieki zdrowotnej jak europejski lub którzy są narażeni na wyższe skumulowane czynniki ryzyka niż Europejczycy”. Stwierdził także że trzeba te czynniki odnaleźć aby móc ulepszyć opiekę zdrowotną w Stanach Zjednoczonych. Może właśnie nawet Steve Jobs nie był w stanie uratować swojego życia z powodu tego jak życie w USA wpływało na Jego zdrowie. A w końcu to ono może dawać szczęścia, a za pieniądze się od kogoś zdrowia nie odkupi.