W infosferze toczą się cały czas propagandowe boje o to, kto w rzeczywistości wojnę wygrywa, bądź wygrał, ale także i kto ją ewentualnie wygra. Można przytoczyć dużo przykładów gdy polscy celebryci wojskowi, bądź ludzie mieniący się ekspertami ale także i politycy twierdzili że Ukraina wygrywa bądź wygra tą wojną. Jarosław Wolski twierdził już w czerwcu 2022 roku, że „Ukraina strategicznie tą wojnę wygrała, a na polu walki będzie w stanie osiągnąć korzystny pat, lub nawet ją wygrać”. Niedługo po rozpoczęciu wojny szybko śmiałą tezę wypowiadał emerytowany gen. Skrzypczak, że „Rosja ciągnie resztkami sił i zaraz przegra”. O tym, że Ukraina wygra mówił także Paweł Kowal w wywiadzie-rzece z Agnieszką Lichnerowicz o znamiennym tytule Spokojnie już nie będzie. Koniec naszej belle epoque. A to przecież do tego współgra z tym, że każdy z tych komentatorów jest skrajnie antyrosyjski oraz prowojenny, co czyni ich prognozy czy diagnozy mało wiarygodnymi.
Kiedy się wygrywa?
O wiele bardziej obiektywnym w takim temacie może być nie ten, który z ciepłego siedzenia, nie ruszając się na front, a do tego będąc emocjonalnie zaangażowany po którejś ze stron wypowiada swoją opinię na temat kto wygra wojnę, a ten który jest w jednej z walczących stron i do tego podchodzi o krytycznie do możliwości swojego kraju. Do kogoś takiego można zaliczyć Ołeha Starykowa, który jest pułkownikiem SBU. Sformułował on trzy warunki, które trzeba by spełnić aby móc mówić o wygraniu wojny. Pierwszym warunkiem jest wygranie wojny jeśli wygrany będzie pokój. Drugi warunek oznacza zjednoczenie się społeczeństwa po wygraniu wojny, które wychodzi z tego silne. No i w końcu poziom życia musi być większy niż przed wojną.
Sprzeczności nie do pokonania?
Jak w takiej sytuacji można mówić o tym, że Ukraina wygrywa jakąś wojnę? Przecież pierwszy warunek już został wysadzony w powietrze wkrótce po jej rozpoczęciu. Najpierw nic nie dały rozmowy na Białorusi, które zakończyły się do tego nie wyjaśnionym do dziś zabójstwem jednego z członków ekipy, która pojechała rozmawiać z Rosjanami o zawieszeniu broni. Później dodatkowo sytuacja się pogorszyła, gdy po rozmowach w Stambule, Boris Johnson nacisnął władze ukraińskie aby kontynuowały wojnę z Rosję w zamian za wsparcie. Społeczeństwo natomiast na pewno nie jest zjednoczone, jeśli choćby 80 proc. Ukraińców nie zgłasza się do poboru na front, więc służby muszą siłą zgarniać ludzi z ulicy do czegoś co już od jakiegoś czasu przybrało nazwę „mogilizacji” od wyliczenia ile średnio rekrut przeżywa czasu na wojnie. Do tego kilka milionów ludzi wyjechało z Ukrainy i nie wiąże z nią żadnej przyszłości, a do tego zapewne może dojść dalsze konfliktowanie się Ukraińców na tle językowym, jeszcze wiele lat po ewentualnym końcu wojny. Wreszcie poziom życia który miałby wzrosnąć po wojnie to także zagadnienie mocno problematyczne, szczególnie że Ukraina utrzymuje się na powierzchni głównie dzięki pomocy Zachodu, a poziom życia to może i wzrasta ale u ludzi związanych z władzą, resortami siłowymi oraz oligarchów, których jednak władza została mocno ograniczona.