Od dawna politycy szeroko rozumianej Lewicy w naszym kraju robią wszystko aby pojęcie to zostało skompromitowane i zdezaktualizowane. Zadanie tej opcji politycznej z definicji miało polegać na niezgodzie wobec niesprawiedliwości na poziomie politycznym czy ekonomicznym wobec najbardziej wykluczonych klas społecznych oraz szukaniu rozwiązań na polepszenie bytu społecznego ludzi najmniej zarabiających, których przez to dotyka trud życia na poziomie minimum socjalnego. To od dawna zostało przez tą formację zarzucone, a pewne funkcje próbujące w jakimś minimalnym zakresie przeciwdziałać temu wykluczeniu przejęło swego czasu Prawo i Sprawiedliwość, które podczas pierwszych rządów zredukowało bezrobocie, wprowadziło „becikowe”, a podczas drugich rządów zaczęło realizować swój sztandarowy „program 500 +”, który na jakiś czas mocno poprawiło byt rodzin wielodzietnych.
Zmiana priorytetów
Wielu zwolenników lewicy szuka tak naprawdę źródła porzucenia ideałów i zmiany praktyki w słynnym wyniesieniu sztandaru PZPR-u na ostatnim zjeździe tej partii 29 stycznia 1990 roku. Wtedy to ówczesny ostatni I Sekretarz Partii Mieczysław Rakowski powiedział, że Zrodzony w powojennych warunkach ograniczonej suwerenności i stalinowskiej dominacji ustrój społeczno-ekonomiczny nie potrafił zaspokoić społecznych potrzeb, nie zapewnił realizacji wartości, których emanacją miał być. Nie stało w nim bowiem ani wolności, ani sprawiedliwości. I kiedy 3 lata później jeszcze SLD po nieudolnych rządach partii postsolidarnościowych potrafiło prowadzić politykę zmniejszającą bezrobocie dzięki strategii Kołodki oraz odpowiedniej polityce, która w zamian za obniżenie podatków dla przedsiębiorstw stawiała warunek zwiększania zatrudnienia, to już po 2001 roku oglądaliśmy całkowity zwrot w polityce rządów Leszka Millera.
Upadek na dno
Jego rządy, podczas których prezydentem był wywodzący się przecież także z PZPR-u Aleksander Kwaśniewski odznaczały się rządami całkowicie zaprzeczającymi wartościom, które miała rzekomo reprezentować Jego partia. Znakiem tych rządów było wysokie bezrobocie, kontynuacja wyprzedaży spółek skarbu państwa, wciągnięcie kraju w dwie wojny napastnicze, skrajna uległość wobec Amerykanów, czego mrocznym przejawem była zgoda na tajne więzienia CIA w Polsce, w których torturowano przywiezionych więźniów. Ale i były umizgi wobec Kościoła, bratanie się z miliarderami typu Kulczyk, a wszystko to firmowane irytującym uśmieszkiem Millera w mediach. W efekcie po 4 latach poparcie wynoszące w wyborach w 2001 roku spadło na koniec poniżej 10 procent.
Agonia
Od tego czasu trwa agonia pofragmentowanej mocno tzw. Lewicy, której ostatnio agresywną twarzą jest Andrzej Szejna. Kontynuuje on w retoryce i praktyce to co zapoczątkował Leszek Miller w 2001 roku. Prezentuje skrajnie prowojenną postawę jeśli idzie o podżeganie do kontynuacji wojny na Ukrainie, a także niebezpieczne wypowiedzi o wciąganiu naszego kraju do wojny. We wrześniu poparł on szalony pomysł Radosława Sikorskiego aby zestrzeliwać rakiety „teoretycznie” lecące nad terytorium Ukrainy w naszym kierunku. Natomiast na koniec roku oznajmił, że „chwilówki” mają pozytywny wpływ na gospodarkę, bo zwiększają konsumpcję. Nie dość więc, że pana ministra bardzo rajcuje wojna, to do tego także przemysł lichwiarski, który w naszym kraju ma się dobrze. Nie zdziwię się, jak ten pan finalnie znajdzie się w Platformie Obywatelskiej, tak jak zrobiło to wielu Jego kolegów nie chcących już widocznie udawać, że są jeszcze jakąś lewicą.