Jako, że opisana wcześniej broń psychohistoryczna zbiera potężne ofiary w naszym kraju, w związku z tym wymyślono na potrzeby tych, którzy z niej strzelają powołać twór nazwany Zespołem ds. Dezinformacji Komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich. Już sama nazwa ma charakter ideologiczny, bo podświadomie sugeruje, które to wpływy są w kręgu zainteresowania państwa polskiego jako zagrażające stabilności czy bezpieczeństwu państwa. Wniosek z prac komisji informował o tym, że „Przeciwdziałanie zagrożeniom dezinformacyjnym pochodzącym ze strony Rosji i Białorusi było niewystarczające, doraźne, niespójne, nierzadko pozorowane. Nie miało charakteru długofalowego i systemowego – ustaliła Komisja ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich, którą kieruje szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. bryg. dr hab. Jarosław Stróżyk”.
A co z innymi wpływami?
Krytykę takiego podejścia do badania dezinformacji czy obcych wpływów można by przeprowadzić na bardzo szeroką skalę. Codziennie obserwujemy różne zjawiska na świecie, które w jakiś sposób wpływają na zachowania się ludzi, przynoszą korzyści bądź szkody i przekaz informacji może na dawać zarówno prawdziwy i obiektywny obraz tego, ale przecież może go także zakłamywać, wykrzywiać. Jednakże nie można przecież wyciągać z tego wniosków, że stworzona wspomniana komisja z tezą w nazwie każe nam sądzić, że za wszystkie dezinformacje odpowiada Rosja oraz Białoruś. Weźmy przykładowo cały czas aktualny temat, jak wojna na Ukrainie. Dezinformacja na wojnie to rzecz powszechna. W wydanej kilka lat temu książce Konflikt ukraiński w rozgrywkach geopolitycznych jej autor Krzysztof Surdyk stawiał wniosek, że przyszłe wojny będą kładły duży nacisk na prowadzenie przede wszystkim wojny na polu informacyjnym. Sama więc dezinformacja jest narzędziem psychologicznym podczas konfliktu. A od początku nowej fazy wojny na Ukrainie obserwowaliśmy przecież wysyp fałszywych informacji dotyczących choćby słynnej Wyspy węży, „zbrodni w Buczy”, czy chociażby zupełnie rozbieżnej liczby ofiar po obydwu stronach konfliktu. Gen. Stróżyk nie chce chyba zauważyć, że w tych kwestiach nie dezinformowali bynajmniej Rosjanie czy Białorusini. A przecież jeszcze niecałe 5 lat temu rozpoczęto w Polsce uprawianie masowej psychozy, która doprowadziła do zamknięcia całego kraju i nakładania na Polaków różnych absurdalnych ograniczeń oraz przymusów, choćby wymieniając słynne maseczki, z których najpierw ówczesny Minister Zdrowia wyśmiewał jako nieprzydatne, a później nagle mówiący że są one koniecznością. Jak można było określić to wszystko, nie mówiąc już o późniejszych tragicznych skutkach tych ograniczeń w postaci nadumieralności do dzisiaj Polaków? Czy nie powinna powstać jakaś komisja ds. Innych dezinformacji oraz ofiar tych dezinformacji?
Konieczność rozliczeń
Gdy patrzy się na to kogo wskazał bezwzględny palec komisji, o której tutaj mowa to można zauważyć, że są to ludzie, którzy nie podzielają ani punktu widzenia mainstreamowego, będącego jakby z klucza nieoficjalnie „obowiązującym”, a do tego przeciwstawiają się zarówno podżeganiu do wojny na Ukrainie, grożącym wciągnięciem w ten konflikt Polski, wcześniej sprzeciwiali się absurdalnym i szkodliwym ograniczeniom pandemicznym. Ich „dezinformacja” polega także na próbach znalezienia pokojowych rozwiązań za naszą wschodnią granicą. Zamiast więc rozliczać tych, którzy podżegają do wojny, doprowadzili do nadumieralności Polaków, poprzez zamykanie oddziałów szpitalnych, odwoływanie badań oraz operacji w 2022 roku, można spodziewać się na podstawie wniosków z prac tej komisji zsynchronizowanych z różnymi wypowiedziami polityków czy pracowników mediów działań polegających na uderzeniu „europejską tarczą demokracji” w tych, którzy właśnie są wymienieni jako rzekomi dezinformatorzy.