Wszyscy jesteśmy prezydentami


Kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi w naszym kraju już się rozpoczęła, a okazuje się że obecnie zgłoszonych jest 14 kandydatów, z których większość jest znana, ale zdarzają się tam osoby o których można pierwszy raz usłyszeć. Wedle strony infor.pl, ta liczba co ciekawe może i tak być zaniżona, bo nie ma tam wszystkich nazwisk, o których wcześniej można było usłyszeć, a i tak uzbierała się liczba, która przypomina drużynę na mecz piłkarską wraz z rezerwowymi. Patrząc przez to na rozdrobnienie głosów przypomina się stara bajka z podręcznika do Języka Polskiego ze Szkoły Podstawowej. Niestety nie jestem w stanie sobie przypomnieć, która to była klasa i jak nazywała się ta bajka. W każdym razie dotyczyła tego, że zebrała się na podwórku grupka chłopaków, którzy ustalali składy i wszyscy chcieli być kapitanami. Po różnych kłótniach okazało się, że zapomnieli najważniejszego – nie wzięli piłki do gry.

Nieprzypadkowe rozdrobnienie

Bo demokracja, ma drobną wadę, że każdy może być wybrany” – tak śpiewał wokalista zespołu Dezerter w jednej z piosenek na albumie „Ile procent duszy?” o tytule „Choroba”. I rzeczywiście – demokrację polską trawi właśnie choroba, gdyż wprawdzie nie każdy może być wybrany w wyborach prezydenckich, bo tutaj tak jak w drużynie piłkarskiej jest miejsce tylko dla jednego bramkarza, tak prezydent też może być tylko jeden. Największym jednak problemem jest to, że tak jak stworzono od 20 lat amerykański system wybierania w naszym kraju, polegający na dwupartyjności, tak samo wygląda sytuacja jeśli spojrzymy na wybory prezydenckie. Praktycznie na wejściu promuje się dwóch głównych kandydatów, których najczęściej pokazuje się w mediach, a dla innych przeznacza się przepisowy czas, który mu przysługuje ale nie jest w stanie i tak przebić się z przekazem do potencjalnych wyborców. Do tego właśnie następuje rozdrobnienie, które służy dodatkowo dwóm głównym kandydatom, gdyż pozostali kandydaci czasem wywodzą się z tych samych obozów czy to prawicowych, czy to zwanych lewicowymi i nie dość, że szanse mają znikome na jakiś sensowny wynik, to do tego jeszcze głosy od wyborców się rozkładają na dwóch, a czasem trzech kandydatów z podobnego środowiska.

Głosuj za tymi, których wybiorą Ci media

Prezydent kraju do tego ma bardziej funkcję reprezentatywną niż realne instrumenty do sprawowania władzy. Kampania oczywiście polegać będzie na składaniu coraz to bardziej niedorzecznych obietnic, których nie za bardzo będą oni mogli spełnić, ale wyborcy nieświadomi tego i tak będą głosować pomimo braku orientacji, że dany kandydat obiecuje tylko to co podpowiedzieli mu doradcy ze sztabu wyborczego. Do tego znów największy wpływ na wynik będą miały tradycyjnie media, które także tradycyjnie są podzielone z sympatiami wokół dwóch głównych kandydatów. To z automatu wyłącza z rywalizacji pozostałych rywali, którzy wprawdzie są postaciami znanymi z partii zasiadających w sejmie, ale nie mających poparcia mediach, jak to kiedyś było choćby w przypadku lewicy, której kandydat dwukrotnie wygrywał wybory prezydenckie. Jednak od 2005 roku po kompromitacji rządów SLD w sejmie także w wyborach prezydenckich nie znalazł się już kandydat, który mógłby stanąć do walki z dwójką głównych startujących z partii prawicowych i liberalnych. A jeśli już ktoś powie coś, co związane jest z obroną interesu narodowego, jak to bywa w przypadku Grzegorza Brauna, to takie wypowiedzi są ośmieszane i może to doprowadzić do działania podobnego mechanizmu, jaki zastosowano wobec Stanisława Tymińskiego, z tymże on dostał się do drugiej tury, a tutaj raczej czegoś takiego się nie przewiduje, choć już mało kto pamięta, że w 1995 roku w sondażach prowadził Jacek Kuroń, a ostatecznie wygrał wtedy Aleksander Kwaśniewski. Aby coś w ogóle miało się zmienić w wyborach w naszym kraju, ludzie musieliby głosować bardziej świadomie, czytając programy, słuchając uważnie co mówią kandydaci oraz rozpoznawać dokładnie interes narodowy, który by był tożsamy z propozycjami składanymi przez kandydatów. Ale na obecną chwilę można mieć obawy, że znowu wygra któryś z tych, których jako produkty marketingowe wskazują główne, medialne bańki. Bo raczej niespodziewanej wygranej kogoś rozsądnego, z powodu którego musiano by unieważniać wynik wyborów jak to było w Rumunii nie należy się spodziewać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Post