Wśród wyborców na całym świecie o orientacji czy to patriotycznej, narodowej, antysystemowej, kontrsystemowej czy antywojennej panuje niejednoznaczne przekonanie, że Donald Trump jeśli już nie jest do końca całkowitym przeciwieństwem „lewackiego” i „zdemenciałego” Joe Bidena, to jednak różni się w znacznym stopniu podejściem do spraw wojny, chcąc rzekomo dążyć do jej zakończenia oraz deklarował nie raz troskę wobec ludności czy to tej, która ginie na Ukrainie czy też w Strefie Gazy. Tym czasem pierwszym, który odwiedził Donalda Trumpa po zaprzysiężeniu był obecny premier Izraela Benjamin Netanjahu. Groteskowo brzmi przy tym deklaracja o obronie tradycyjnych wartości, bo owszem – może i w jakiejś mierze będzie próbowano ukrócić poprawno polityczne szaleństwo w Stanach Zjednoczonych, ale przecież nie zmieni to skrajnie syjonistycznego nastawienia amerykańskiej administracji obecnego prezydenta, który zaczął deklarować że zrealizuje pomysły, który dla niektórych przypominają praktyki z mrocznych, wręcz nazistowskich czasów II Wojny Światowej.
Gaza na własność
Zatroskany o ocalałą ludność Gazy prezydent Trump, który przecież mówił choćby dla czasopisma Times jakiś czas temu, że trzeba położyć kres temu że giną ludzie jednocześnie stwierdził, że Palestyńczycy już do Gazy nie wrócą. Bardzo wygodna to dla niego pozycja, bo może przecież wskazać że winnym jest Joe Biden i Jego administracja z Anthonym Blinkenem na czele, który jeszcze przed zaprzysiężeniem Trumpa był oskarżany o to, że potajemnie wysyłał broń do Izraela aby jak najwięcej widocznie można było wyburzyć domów. To przecież także na poprzednią administrację spadać może wina za ludobójstwo wobec mieszkańców Gazy, których zginęło co najmniej kilkadziesiąt tysięcy. A to jest usprawiedliwienie przed tym, że jak mówił Trump, Gaza obecnie nie nadaje się do zamieszkania. Jak informuje portal aljazeera.com Sekretarz prasowa Białego Domu Karoline Leavitt „To obecnie teren rozbiórki. To nie jest miejsce do życia dla żadnego człowieka”. Oto wszystkie ręce są umyte – „to nie my, to oni„. A my chcemy tylko dobrze dla regionu i świata.
Finansowe dwie pieczenie
A wysiedlenie Palestyńczyków może na dwa sposoby wiązać się z finansowymi kwestiami, które tyczą się wizji zagarnięcia na własność tego miejsca przez Trumpa. Chce on obciążyć kosztami wysiedlenia Palestyńczyków inne kraje, tak jak mówi się znowu o tym, że inni członkowie NATO mieliby by być bardziej obciążeni ewentualnym dalszym finansowaniem wojny na Ukrainie. Dlatego też mówi on, że dla wysiedlonych mieszkańców Gazy znajdą się miejsca o wiele bardziej piękniejsze i bezpieczniejsze. Czytaj: Egipt, Jordania i inne kraje mogłyby być obciążone jak próbowano korygować oświadczenia Trumpa – „tymczasowym przesiedleniem Palestyńczyków”. Swoje mogłaby zdaniem Trumpa dołożyć także Arabia Saudyjska. A wszystko pomimo ostrzeżeń ONZ o tym, że można by przymusowe wysiedlenia nazwać czystkami etnicznymi, a całe te praktyki naruszeniem prawa międzynarodowego. A przecież gdy jest jeszcze interes do zrobienia to trzeba widocznie startować z wysokiego pułapu, zaskakując takimi brutalnymi żądaniami opinię międzynarodową. Dlatego też tak należy odczytywać słowa Trumpa, który w typowo amerykański sposób oświadczył, że „oni faktycznie mieliby szansę być szczęśliwi, bezpieczni i wolni. USA, współpracując z doskonałymi zespołami deweloperskimi z całego świata, powoli i ostrożnie rozpoczęłoby budowę tego, co stałoby się jednym z największych i najbardziej spektakularnych wydarzeń tego typu na Ziemi”. Tak oto miałaby powstać Riwiera Bliskiego Wschodu, a do tego bez potrzeby lokowania tam żołnierzy. Tylko czy tych wysiedlonych Palestyńczyków było by stać aby czasem do tej Riwiery przyjechać jeśli już mieliby niby zostać wysiedleni do bezpieczniejszych i szczęśliwszych miejsc, które być może byłyby kolejnymi obozami dla uchodźców, w których mogliby utknąć na stałe?