Nie dziwić może zarówno pogrążanie się byłego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Żełeńskiego w narkotykowym nałogu jak i Jego nerwowe wypowiedzi, które cały czas pokazują, że nie zamierza on łatwo ustępować w kwestii zakończenia wojny z Rosją. Jednak samoświadomość Jego przejawia się w wypowiedziach, w których mówi, że bez wsparcia amerykańskiego trudno będzie Ukrainie przetrwać wojnę z Rosją. Do tego Jego słuszne obawy budzi fakt, że zniesienie sankcji wobec Rosji może odbyć się po tym jak Putin zasiądzie do stołu negocjacyjnego, a to może pomóc mu przegrupować siły po zawieszeniu broni. Jednak przede wszystkim Żełeński może mieć poczucie znalezienia się w matni gdyż dotychczasowa pomoc wiąże się z ustępstwami w kwestiach ekonomicznych oraz politycznych. Lata nieodpowiedzialnej polityki kolejnych prezydentów prowadzącej do wojny oraz uzależnienia w konsekwencji od pomocy Ameryki oraz Zachodu spowodowały, że władze Ukrainy stanęły przed propozycją podpisania umowy, która by oznaczała kolonizację kraju na poziomie republiki bananowej.
Czysty biznes za pokój i wsparcie.
Trump przecież niedawno mówił, że potrzebuje minerałów z Ukrainy w zamian za dotychczasowe wsparcie z ich kraju. Cała wartość spłaty pożyczki wobec wierzyciela zza oceanu miała wynosić 500 mld dolarów wobec dotychczasowych 300 mld dolarów, które mieli wydać Amerykanie. Jednak Żełeński, nie mający zdaniem Putina prawnych możliwości do podpisywania czegokolwiek nie wyraził zgody na podpisanie umowy, która naturalnie byłaby niekorzystna dla Jego kraju, natomiast dla Trumpa znanego z handlowego podejścia do swojej prezydentury oznaczałoby to czysty zysk w zamian za pokój na Ukrainie. Co takiego znalazło się w umowie, na którą nie chciał się zgodzić Żełeński? Ukraina miałaby przekazywać 50 proc. wszystkich przychodów z licencji na wydobycie surowców do USA. Amerykanie miałyby mieć prawo pierwokupu eksportowanych minerałów z Ukrainy. Do tego Ukraina musi się zrzec immunitetu suwerennego, co by oznaczało że Amerykanie mogliby zająć ukraińskie aktywa, jeśli Ukraina by się nie wywiązała ze swoich zobowiązań finansowych. Ukraińskie transakcje surowcowe byłyby komercyjne co oznacza że obejmowałby je arbitraż amerykański i międzynarodowy. Do tego Amerykanie miałyby pełne uprawnienia do audytu ukraińskich ksiąg finansowych. Kijów musiałby także dostarczać Ameryce miesięczne sprawozdania finansowe oraz wyznaczyć niezależnego audytora opłacanego przez Ukrainę. Do tego cała ta umowa byłaby na czas nieokreślony, czyli mówiąc po włosku „per sempre”. Co by oznaczało wieczną kolonizację kraju.
Oblicze „wolnej Ukrainy” po ponad 3 dekadach
To ujawnia katastrofę tego zasobnego w minerały kraju, który zamiast budować przez ponad 3 dekady swoją podmiotowość, to najpierw oddał ją w zarządzanie oligarchatowi, który urządził sobie kraj wedle swojego uznania, sponsorując kolejnych kandydatów na prezydenta, bądź samemu takim prezydentem zostając jak było to w przypadku Janukowycza bądź Poroszenki. Obecnie jednak Ukraina staje się krajem, który został okrojony na trwałe z 20 proc. terytoriów, a do tego może na trwałe być miejsce eksploatacji ziemi przez amerykańskich kolonizatorów, co jest logicznym następstwem stawiania na politykę antyrosyjską 11 lat temu oraz brakiem brania pod uwagę ostrzeżeń wcześniejszych tych, którzy mówili że próby wyrywania tego kraju z orbit naturalnych relacji z Rosją może doprowadzić do tragedii tego regionu. Skutkiem tego jest śmierć co najmniej kilkuset tysięcy ludzi, trwała emigracja z kraju wielu milionów, a teraz być może urządzenie kraju przez obce ośrodki z Ameryki na kształt parapaństwa, w którym decyzje polityczne mogą już nie być podejmowane przez ukraińskich oligarchów, ale za oceanem, do którego będą płynąć tylko zyski z wydobycia minerałów oraz sprawozdania finansowego na biurka amerykańskich urzędników będących jakby dla Ukrainy urzędem skarbowym, któremu Ukraina musi się tłumaczyć.