Demaskacja liberalizmu przez Indie


Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium zebrała razem 60 głów państw oraz ponad 100 ministrów. Skupiono się w głównym nurcie na histeryzowaniu z powodu zbesztania przez wiceprezydenta USA Europy, co aż na koniec wywołało kobiece emocje u zamykającego konferencję Christophera Heusegena, który szlochał do zgromadzonych nad wspólną bazą wartości, która przestaje już być wspólna gdyż rozbił ją J.D. Vance. Kto wierzący w takie frazesy by się nie wzruszył? Skupiano się więc także na odpowiedziach Kaji Kallas, Wołodymyra Żełeńskiego na temat rozmów pokojowych. Pominięto natomiast zupełnie to co do powiedzenia miał przedstawiciel Indii, a co też było znaczącym głosem w tym, co można by nazwać próbą zdefiniowania w praktyce tego na Europejczycy nazywają właśnie „wspólnotą wartości”.

Liberalizm sprzeczny z demokracją

Obecny na konferencji minister spraw zagranicznych Indii Subrahmanyam Jaishankar wykazał, że liberalizm nie jest równoznaczny z demokracją, a stosowany on na arenie międzynarodowej jest tak naprawdę antydemokratyczny. A przecież państwa europejskie, ową „wspólnotę wartości” miały w zwyczaju w formie karykaturalnej, pod postacią neoliberalizmu narzucać właśnie innym krajom, próbując udowadniać, że teza Fukuyamy o „końcu historii” jest aktualna, podczas gdy okazało się że samo to pojęcie jest oksymoronem, co na konferencji zdemaskował indyjski polityk. Udowodnił on, że próby zaszczepiania neoliberalizmu w innych krajach odbywały się bez uszanowania tego, że różne społeczeństwa mają własną kulturę, wartości oraz sposoby działania. Przyrównał on w zasadzie liberalizm do założeń faszyzmu niemieckiego mówiąc o tym, że ta ideologia jest dogmatem, gdyż zakłada, że istnieje jedna prawda, jeden osąd i norma, którą należy głosić i propagować. George W. Bush wyrażał to w zdaniu „kto nie z nami, ten przeciwko nam”. Do tego ta ideologia nie jest przecież czymś niezależnym ale tworzonym przez think-tanki oraz media. A jak ostatnio ujawniono te ośrodki propagandy były suto finansowane z Ameryki pod rządami Bidena. I właśnie te ośrodki są samozwańczymi strażnikami prawy, które nie wybrane przez nikogo pouczają obywateli o tym co jest dobre, a co złe. Do tego zachodnie rządy narzucając demokrację podkopują demokracją i do tego polegają na outsiderach, a więc tych, którzy wybory przegrali, czego przejawem były liczne kolorowe rewolucje. No i na koniec zauważył on, że gdyby indyjscy ambasadorowie robili choćby ułamek tego, co zachodni robili w Indiach, to dawno kraje zachodnie by wypowiedziały Indiom wojnę.

Koniec bajki o „końcu historii”

Choć tak naprawdę pogląd o „końcu historii” dawno temu już został skompromitowany, gdyż Amerykanie bardzo szybko zaczęli porządkować po swojemu świat w latach 90-tych po poddaniu Bloku Wschodniemu Zachodowi oraz likwidacji ZSRR to jednak dosyć długo kraje, które nie chciały śpiewać w jednym chórze z Ameryką nie mówiły głośno tego, co zaczęła mówić Rosja ale i ostatnio także Chiny. Indie znane z tego, że są mocarstwem obrotowym, mającym dobre relacje zarówno z Rosją czy Chinami i tworzące z nimi BRICS ale i Ameryką będącą symbolem narzucania siłą neoliberalizmu nie zajmowały się zbytnio mówieniem na głos tak mocnych słów. Choć przecież pamiętają doskonale kolonizację ich kraju przez Wielką Brytanię. Ten głos oznacza że następny przywódca dużego państwa ogłasza koniec bajki o „końcu historii”, która u samej swojej podstawy jest pełna sprzeczności i nie uwzględnia tego wszystkiego co wymienił indyjski dyplomata, a udowadnia po raz kolejny zachodni egoizm oraz podwójne standardy. I jak tu się dziwić, że przedstawicielom z Europy udzielają się emocje jeśli być może kończy się dla nich pewna, bajeczna epoka, a jak wiadomo koniec bajki czasem wiąże się właśnie ze łzami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Post