Błędy i wypaczenia znane z epoki socjalizmu realnego w Polsce jak się okazuje występują także w krajach postępowego Zachodu. A to wpływa na tzw. stan demokracji w poszczególnych krajach. Ma się on chyba niezbyt dobrze jeśli w krajach uważanych za wzór do naśladowania przez „zacofany” Wschód bliski i daleki czy też biedne Południe upadają kolejne rządy. Niemcy, Austria, Francja, a teraz Kanada padają jakby ktoś ustawił na planszy domino, którego kolejne upadające kostki oznaczają następną klęskę rządu.
Stabilna niestabilność
Jak się okazuje cechą demokracji jest to, że można mieć zarówno duże poparcie i rządzić samemu, ale i poparcie o wiele mniejsze i wtedy zaczyna się problem. Szczególnie jeśli podejmuje się na przestrzeni czasu niepopularne decyzje, uderzające w mieszkańców kraju. Wtedy zaczyna się ogromny problem i wyczerpuje się szybko to magiczne słowo o rządach ludu. Minęły czasy gdy w Niemczech rządzili sobie spokojnie przez długie lata kolejni kanclerze. Teraz okazuje się, że Olaf Scholz nie zyskał wotum zaufania i przyszłość Jego staje pod znakiem zapytania. Histeria zapanowała dodatkowo po tym jak sugerowano, że Scholz ma się wybrać do Moskwy, co przecież w obecnie panujących nieoficjalnie konwenansach jest do przyjęcia, pomimo że ponoć panuje… demokracja i wolność przemieszczania się. Podobna histeria zapanowała w Austrii, gdzie rozmowy koalicyjne się załamały i misję tworzenia rządu otrzymał lider Wolnościowej Partii, nazywanej „prorosyjską” Herbert Kickl. Ale gdy spojrzymy na Jego sprzeciw wobec obostrzeniom covidowym, przymusom szczepionkowym, obciążaniu kraju nadmierną imigracją oraz sprzeciwem wobec pomocy Ukrainie to otrzymamy jasny obraz tego z czego wynikają te epitety. Nielepiej jest we Francji, która niedawno przeżywała obalenie rządu Michela Barniera. Okazało się, że najstarsi Francuzi nie pamiętają chyba kiedy ostatni raz upadł tam rząd w wyniku wotum nieufności. Bo od tego momentu minęło ponad 60 lat. A lista problemów jest długa jak dług wynoszący ponad 3 biliony euro. Do tego lewica zarzucała rządowi wspieranie ultrabogatych elit, a do tego emerytury miały nie być indeksowane. No i oto z ostatniej chwili dowiadujemy się, że upada rząd Justina Trudeau, bożyszcza środowisk LGBT, który zasłynął podczas covidowego totalitaryzmu właśnie totalitarnymi praktykami polegającymi na aresztowaniu kierowców urządzających protesty przeciwko ograniczaniu wolności oraz blokowaniu ich kart bankomatowych, aby pozbawić ich środków do życia. Do tego doszły problemy gospodarcze, wysoka inflacja oraz naciski taryfowe Trumpa. Można więc mówić o pewnej tendencji, która staje się stabilną niestabilnością.
Wyczerpana formuła
Okazuje się w efekcie, że sprzeczności targające systemami demokratycznymi są nie do pokonania, bo nie wystarczy już formować kolejnych koalicji z bezideowych partii, które ulegają naciskom kontynuowania polityk prowojennych pod groźbą nazwania „prorosyjskim politykiem”. A gdy do tego dochodzi dalsze zadłużanie kraju, ubożenie społeczeństw, upadek zakładów pracy, zielone szaleństwo powodujące import prądu np. do Niemiec, czy też zamordystyczne praktyki za czasów pandemii w Kanadzie to okazuje się, że zapewnienia o istnieniu demokracji stają się pustymi słowami, a to widocznie powoduje wzrost świadomości obywateli, która doprowadza do tytułowej sekwencji zdarzeń. Czy taka świadomość dotrze także do Polski? Czas pokaże, bo tam także sprzeczności nieustannie narastają i to ze wzmożoną siłą.