18 maja o godzinie 21 poznaliśmy wstępne wyniki wyborów prezydenckich w Polsce. Zdaniem danych exit poll najwięcej głosów otrzymał kandydat Platformy Obywatelskiej Rafał Trzaskowski 30,8 proc. głosów. Minimalnie mniej głosów otrzymał kandydat PiS, mieniący się kandydatem obywatelskim czyli Karol Nawrocki. Uzyskał on wstępnie 29,1 proc. Następni kandydaci otrzymali zdecydowanie mniej głosów. Kandydat Konfederacji Sławomir Mentzen uzyskał 15,4 proc. Następnym był ku zaskoczeniu salonu Grzegorz Braun, który dostał 6,2 proc. Tradycyjnie już od czasów zakończenia drugiej kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego oraz równoczesnej klęski SLD po jednych z najgorszych rządów w historii III RP kandydaci Lewicy osiągnęli bardzo słaby wynik. Najlepszy wynik uzyskał Adrian Zandberg z wynikiem 5,2 proc., następna była Magdalena Biejat, która uzyskała 4,1 proc, rozdzielił ich Szymon Hołownia, który otrzymał 4,8 proc. Ponownie startowało czterech kandydatów. Bardzo podobny wynik, o jeden procent lepszy otrzymał na ten moment zwycięzca pierwszej tury wyborów czyli Rafał Trzaskowski. O wiele lepszy wynik od tego uzyskanego 10 lat temu miał Grzegorz Braun. Wtedy zebrał zaledwie 0,83 proc. głosów. Więc praca wykonana przez 10 lat zaowocowała uzyskaniem ogromnej rzeczy zwolenników. Wynik Szymona Hołowni na tle tego uzyskanego pięć lat temu można uznać za klęskę. Wtedy z 3 wynikiem miał 13,87 proc. głosów, co przekładało się na 2,7 mln głosów. Czwartym był Marek Jakubiak, który ponownie znalazł się wśród „innych” kandydatów.
Kto komu przekaże głosy
Patrząc na rozkład głosów po umownej linii politycznej widać od razu, że tym o którego elektorat będą zabiegać obydwaj kandydaci będzie Sławomir Mentzen. Wynik jaki osiągnął sprawia, że do ewentualnego przekazania jest prawie 3 miliony głosów. Jest więc o kogo zabiegać, co już można było usłyszeć w studiu od jednego ze zwolenników PO, który twierdził że przecież są oni zbieżni w poglądach gospodarczych z Mentzenem. Szybko więc w niepamięć może iść jego narracja dotycząca dawania klapsów dzieciom, tudzież sprzeciw wobec aborcji z powodu gwałtu. Szymon Hołownia zaraz po ogłoszeniu wyników powiedział, że sceduje swoje głosy na Trzaskowskiego. Na to samo zapewne można liczyć ze strony Magdaleny Biejat. Niewiadomą może być to jak postąpi elektorat Zandberga, który postanowił odciąć się od tego co robiła Magdalena Biejat i nie wchodzić do koalicji z PO, więc i elektorat może nie pójść w dużej części na drugą turę. Wydaje się także że podobnie mogą zrobić wyborcy Grzegorza Brauna, bądź z wielką odrazą pójść zagłosować na Nawrockiego, jako być może ich zdaniem mniej uległego wobec Ukrainy oraz mniej prowojennego. Głos na Nawrockiego to jednak przede wszystkim może dla niektórych oznaczać w przypadku zwycięstwa jakąś równowagę wobec rządów premiera Tuska, jego rządu oraz głosowań w sejmie korzystnych wobec PO. Tak mogą na to patrzeć wyborcy z różnych stronnictw, nie chcących monopolu w Polsce rządów jednej partii.
Wygrywa partia wojny
Na pewno zadziałały tutaj być może co najmniej dwie zasady wyborów. Pierwsza oznacza, że „nieważne, kto głosuje, ale kto liczy głosy”. W końcu budząc się rano, możemy otrzymać wyniki, które nagle okażą się być korzystne dla drugiej strony. A to może oznaczać, że bądź to w nocy głosy „policzono” w ten sposób aby wygrał je odpowiedni kandydat, na które postawiły niewidzialne siły, albo zwyczajnie sondaże były rozbieżne z tym co deklarowali wyborcy na kartach do głosowania. Jednak innym problemem jest to, że bez wątpienia zadziałała tutaj druga zasada mówiąca, że „nieważne kto wygrał wybory i tak są one wygrane”. Gdyż w tym przypadku wygrała umowna Partia Wojny. Zarówno przecież Karol Nawrocki jak i Rafał Trzaskowski nie zatrzymają pomocy wojskowej dla Ukrainy, a wręcz będą to popierać ponad podziałami. Do tego można się spodziewać po jednym jak i po drugim, że ochoczo będą popierać Polskę jako część „koalicji chętnych”. W końcu jeden jak i drugi jest na pewno skłonny do tego aby w swoich wypowiedziach używać skrajnie rusofobicznego oraz agresywnego języka. A to oznacza, że przegrała Partia Wojny i wydaje się, że większe szanse może mieć historyk z Gdańska, który pomimo oskarżeń o różne, podejrzane powiązania, przejęcie mieszkania, a także o trudnienie się zawodem „alfonsa” jest w stanie wygrać z kandydatem Platformy Obywatelskiej. Może więc ponownie czekać „uśmiechnięty elektorat” wielkie rozczarowanie oraz rozpacz i kolejne niezrozumienie, że osiągnęli oni wartość krańcową w swoim wyniku, którego nie są w stanie przeskoczyć.