Dębski wznawia książkę o Wołyniu

Dębski wznawia książkę o Wołyniu i nacjonalizmie

Znany polski kompozytor Krzesimir Dębski to także człowiek, którego rodzina ocalała z tego co nazywa się „Rzezią Wołyńską”. Właśnie wznowiona ma zostać książka jego autorstwa pt. „Wołyń. Nic nie jest w porządku”. Autor w wywiadzie udzielonym Łukaszowi Warzesze w najnowszym numerze „Do Rzeczy” tłumaczy, że książka została napisana przed wojną na Ukrainie, a poruszony w niej temat po wybuchu wojny stał się ponownie aktualny i nabrzmiały problemami, a sama sytuacja rozwija się w negatywną stronę. Przejawia się to tym, że ukraiński nacjonalizm łączy się z patriotyzmem wojennym. Ukraińcy więc walczą o ojczyznę, ale z Banderą w tle.

Porzucone nadzieje

Nasz kompozytor przyznaje, że miał nadzieję przy okazji zmierzenia się współcześnie z rosyjską potęgą, że zmieni się spojrzenie Ukraińców na przeszłość. A tu okazało się że połączono wojenny wysiłek z historycznym nacjonalizmem. I dlatego też widać czarno-czerwone naszywki na mundurach czy też portrety Bandery na sztandarach. Oprócz tego przejawia się to w postaci lasu czarno-czerwonych flag na cmentarzach czy też przyozdabiania pojazdów podarowanych także przez Polskę tymi barwami, czego najdobitniejszym przykładem była sytuacja z Rosomakiem z Polski z łopoczącymi, banderowskimi barwami. A rozmowy jego z Ukraińcami nie pomagają, w których twierdzi on, że takimi działaniami idą na rękę rosyjskiej propagandzie, która twierdzi że Ukraińcy to faszyści, nacjonaliści oraz banderowcy. Ci jednak twierdzą, że mają „takich bohaterów” nie rozumiejąc, że w cywilizowanym świecie nacjonalizm nie jest uznawany za dobrą ideę.

Zbanderyzowana Zachodnia Ukraina

Głównie zdaniem Dębskiego zjawisko ukraińskiego nazizmu występuje na Ukrainie Zachodniej. Podaje przykład przemarszu młodych Ukraińców w Kijowie, który widział na własne oczy. Szli oni w mundurach Nachtigall – ukraińsko-niemieckiego ochotniczego batalionu Wehrmachtu „Słowik”, oskarżanego o mordy na Polach i Żydach. Przeraziła go liczba 2-3 tys. maszerujących Ukraińców. Przywołana jest historia także zespołu Tartak, który przebrany w mundury UPA, skacze w ruinach kościoła w Kisielinie śpiewając „Sława Ukrainie”. A na plebanii tego kościoła rodzice Krzesimira Dębskiego się zaręczyli. Muzyk w korespondencji, którą prowadził z nim polski kompozytor napisał, że oni „śpiewali o swoich bohaterach, dlatego się za nich przebrali, do czego mają święte prawo”. To wynika w opinii Krzesimira Dębskiego z zaślepienia, które nie pozwala zrozumieć, że we współczesnym świecie narody się dogadują.

Ekshumacje jako wielki problem

Opór bierze się tutaj stąd, że Ukraińcy boją się tego, że ekshumacje ukazałyby całe okrucieństwo tego co robiono w tamtych czasach. Podobnie wypowiadał o tym Leszek Miller. A przecież w dołach śmierci leżą głównie kobiety, dzieci oraz starcy gdyż w tamtych czasach przeważali oni na tamtych terenach w związku z tym, że młodzi mężczyźni walczyli na Zachodzie. Stali się łatwym celem dla nie tylko oddziałów UPA, ale i zwykłych ludzi przez UPA mobilizowanych. Często byli to przecież sąsiedzi, którzy żyli razem od pokoleń. Ciężko także autorowi wznowionej książki znaleźć przyczyny tego postępowania i odwołuje się on do historii tej ziemi, która zawsze była pełna pogromów, straszliwych zbrodni czy morderstw. Działania na dużym pasie tego terenu mogło zdaniem Dębskiego spowodować, że doszło do zobojętnienia na cierpienie, szczególnie że wcześniej Polacy oraz Ukraińcy walczyli po stronie caratu, a później zostali nastawieni przeciwko sobie po powrocie na te tereny. Ci którzy natomiast pomagali Polakom po stronie ukraińskiej boją się przyjmować medale przyznawane przez Prezydenta RP. Okazuje się, że Polska przyznaje medale za zasługi w ratowaniu Polaków w obliczu zbrodni sowieckich, niemieckich czy ukraińskich. Nowością nie jest, że odbieranie tych medali przez Ukraińców jest źle widziane wśród wielu ich rodaków.

Własna narracja

Ukraińcy na przykładzie mera Lwowa wyjaśniają swoją mentalność „własną narracją”. Co widać choćby na przykładzie pisarzy. Jest przywoływany Jurij Andruchowycz, który napisał opowiadanie o tym jak jadą pociągiem żołnierze niemieccy, a wraz z nimi jedzie ukraiński. W wyniku nalotu samolotów radzieckich żołnierz ukraiński przedstawiany jako piękny i młody ginie. Kula trafia go w twarz. Naturalnie w powieści nie jest wskazane z kim jechał w wagonie ukraiński żołnierz walczący o „ukraińską sprawę” ale można się domyślić. Zauważa on także zagrożenia ze strony obecnych Ukraińców, którzy domagają się większej pomocy bądź odnoszą się wprost wrogo. A do tego przecież w rozmowie poruszany jest wątek nowego prezesa ukraińskiego IPN wybielającego zbrodnie Waffen-SS „Galizien”.Problemem jest to, że na Ukrainie o zbrodniach się nie mówi oraz utrudnia badania, które mieliby przeprowadzać ukraińscy historycy. We wnioskach uważa on, że dopóki sprawa zbrodni wołyńskiej nie zostanie załatwiona, dopóty będzie granatem podłożonym pod nasze relacje, który zawsze może wybuchnąć. Dlatego apeluje o jego rozbrojenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Post