Czołgowa aberracja

Czołgi dla Polski: Złom czy strategiczny błąd?

Wśród różnych poznanych przez autora bądź to pracowników służb mundurowych, bądź też pasjonatów militariów panowało w ostatnich latach przekonanie bardzo ortodoksyjne, że należy stare polskie czołgi oddać za darmo Ukrainie, a w ich miejsce zakupić obiecane nam te ze Stanów Zjednoczonych oraz Korei Południowej. Taka zamiana miała być niby dla nas korzystna, bo zamienialiśmy „złom” na „nowoczesność”. Tym czasem Grzegorz Rudnik w najnowszym artykule w „Przeglądzie” pt. „Po co nam czołgi?” pisze wprost analizując na co stawiają polskojęzyczne władze, że „miliardy dolarów wydane za oceanem na zakup uzbrojenia nie zapewnią nam bezpieczeństwa”.

Zmiana teatru wojny

Autor na początku artykułu przedstawia jedną ze słynnych scen na Ukrainie, gdzie jeden z rosyjskich czołgów sam rozprawił się z kilkoma ukraińskimi w walce nagranej z drona. Okazało się, że była to jedna z nielicznych walk czołgów, które dokonały wymiany ognia stojąc na przeciwko siebie. W latach 30 XX w. Heinz Guderian opracował „taktykę skoncentrowanych ataków grup czołgów, które przy wsparciu lotnictwa i artylerii przerywały linie obrony przeciwnika i wychodziły na jego tyły”. Dzisiaj, przy obecnym użyciu dronów, które mają czołg za łatwy cel, stają się one zwykłym przeżytkiem. Dlatego autor zapytuje się czy wydawania dziesiątek miliardów dolarów na czołgi nie jest wyrzucaniem pieniędzy w błoto?

Nawet 2 tys. czołgów w przyszłości

Artykuł wymienia co Polska od czasów propagandy sukcesu prezentowanej przez ministra Błaszczaka miałaby zakupić zza granicy. Korea Południowa ma sprzedać nam 1 tys. czołgów K2 Black Panther. Wzrastać by miała przy tym polska produkcja. Najpierw Polska miałaby dostać 180 czołgów, a później 800. Za rok miałaby ruszyć produkcja w naszym kraju. Natomiast od Amerykanów mamy dostać łącznie 366 czołgów. Dwa kontrakty mają tutaj wartość 6,1 mld dol. W tym roku, były doradca prezydenta Trumpa Robert O’Brien mówił, że można by nam jeszcze sprzedać dodatkowe 800 abramsów. Razem więc Polska mogłaby się pochwalić, że ma najwięcej czołgów w Europie obok Rosji. Co przy wybujałym ego Polaków i ogromnych kompleksach mogłoby spowodować, że byśmy uwierzyli w naszą ogromną siłę.

Czołgi kontra drony

Ale tu właśnie autor zadaje pytanie jak takie czołgi mające swoją historię sprawdziłyby się w przyszłości na polu walki zdominowanym przez drony? Tutaj przywołuje on analizę tego co działo się na froncie ukraińskim. Rosja zniszczyła 30 z 31 abramsów na Ukrainie. Z 77 leopardów dostarczonych z Niemiec, zniszczono 20 proc. stanu. Brytyjskich Challangerów dostarczono natomiast 14 sztuk. W efekcie zniszczono 2 czołgi, a 3 uszkodzono. Do tego zdobyte czołgi amerykańskie oraz niemieckie prezentowano w większych miastach rosyjskich jako zdobyte trofea. Do tego fatalnie wygląda sytuacja polskiego wojska, które 4 lata temu podczas ćwiczeń „Zima-20” wypadły bardzo źle, gdyż już w 4 dobie okazałoby się, że przegralibyśmy starcie z nieprzyjacielem ze wschodu. Okazało się, że nie pomogłyby ani HIMARSY czy też F-35 tak wychwalane przez różnych wojskowych czy też pasjonatów-amatorów militariów, często do tego nastawionych wybitnie rusofobicznie i wierzących w to, że „pogonimy ruska”.

Z technologią na bakier

Tym czasem Grzegorz Rudnik stawia tezę, że wojny wygrywa się dzięki przewadze technologicznej i wojna na Ukrainie jasno pokazała jak się zmieniła w przeciągu tych 3 lat. Od nieudanej ofensywy Rosji w 2022 roku która została rozbita i zmuszona do odwrotu spod Kijowa autor wskazuje jak zmieniło się wszystko na froncie. Gdyż podobna kontrofensywa Ukrainy na Krym w 2023 roku zakończyła się podobnym niepowodzeniem. A obecnie właśnie drony decydują o obrazie walki, co dodatkowo pozwala na zadanie pytania o cel zakupu przez Polaków czołgów zza granicy za ogromne pieniądze. Nie pierwszy raz przywołać można anegdotę z lat 60-tych XX wieku, gdy Władysław Gomułka oznajmiał, że przodujemy w produkcji lokomotyw spalinowych, nie dodając tylko że reszta krajów przeszła już na mniej kosztowne elektrowozy. Tutaj autor pisze że „czołg przestał być groźnym pojazdem pancernym, zredukowany do dużego, łatwego celu dla względnie tanich dronów. Podobnie jest z pojazdami opancerzonymi”. Wskazuje że wypady rosyjskie na motocyklach czy też hulajnogach to o wiele bardziej praktyczna taktyka niż poruszanie się ciężkimi czołgami, będącymi łatwiejszymi celami do trafienia przez dron. Razem Ukraina straciła 168 amerykańskich Bradleyów.

Różnica cenowa

Do tego patrząc na koszty w kwestii czołgów to rosyjskie wypadają zdecydowanie taniej. Najnowszy T-72 kosztuje tylko 2 mln dol. T-90 po modernizacji 4,6 mln dol., natomiast zachodni 18 mln dol. Dlatego też buduje się czołgi, które byłyby odporne na starcie z dronami oraz potrafiące je zwalczać. „Wielka Polska czołgowa” ma bardzo skromne zasoby gdy wspomni się o dronach, natomiast Rosja ma ich wyprodukować 1,5 mln. Białoruś będąca w opinii ograniczonych informacyjnie Polaków krajem, w którym są tylko kartofle ma wypuścić 100 tys. dronów rocznie. Ukraina, którą tak wspieramy ma tych dronów mieć od 2,5 do 4,5 mln sztuk, w tym 30 tys. dronów dalekiego zasięgu. Tutaj pan Rudnik świetnie zestawia ze sobą wizję nawet kilku tysięcy czołgów za dziesiątki mld dol. z setkami tysięcy dronów. Dlatego też inwestycje w nowoczesne technologie w tym drony mogłaby wzmocnić naszą pozycję.

Różne rodzaje dronów

Przy przechwalaniu się polskich włodarzy na temat tego, że będziemy mieli więcej czołgów brzmi to zwyczajnie niepoważnie, jeśli na polu walki mają się pojawić drony wykorzystujące sztuczną inteligencję, mające działać autonomicznie, poprzez wypatrywanie celów i ich atakowanie. Mają także na polu działać drony zastępujące piechotę, wyposażone w karabin maszynowy i pojazdy autonomiczne wyposażone w zapas amunicji. Natomiast nie tylko z rozmów ze znajomymi jak wcześniej było wspominane, do tego uprzedzonymi ideologicznie wobec Rosji czy Białorusi wynika, że istnieje mętne pojęcie na temat najnowszych trendów w uzbrojeniu. Zatrzymani na etapie zakupu czołgów nie wiedzą że ich epoka minęła, a Polska technologicznie jest sparaliżowana i po 35 latach „wolnej” Polski nie ma żadnych możliwości aby masowo produkować drony.

Ameryka nie pomoże

Wniosek artykułu jest brutalny dla ogromnej rzeszy zwolenników trwałego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi wierzących gorąco w to, że Stany Zjednoczone nam pomogą. Jeśli Rosja wygra wojnę na Ukrainie, to Amerykanie machną ręką, a to może spowodować popłoch wśród polskiej klasy politycznej. Dość przecież wspomnieć sytuację, gdy Amerykanie opuścili Jasionkę i w panikę wpadł red. Parafianowicz, który niemalże żądał wyjaśnień gdzie Amerykanie się wycofali. Przywołany jest tutaj przykład Afganistanu, Wietnamu Południowego, Iraku. Przeraża tradycyjnie milczenie świata nauki. Ogólny wniosek wskazuje jasno, że przy tak rozwijającej się technologii wojennej, zakupiony wcześniej sprzęt jak i ten, który otrzymamy nie gwarantuje jak zupełnie bezpieczeństwa w przyszłości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Post