Gdy miało dopiero dojść do wyborów parlamentarnych w Polsce w 2023 roku wydawało się, że do władzy może wrócić opcja, która kwestii ekonomiczno-gospodarczej wróci do praktyk neoliberalnych, z których dotychczas była znana, zwijając kolejne branże, co rzeczywiście nastąpiło w poprzednim roku, który był obfity z likwidację różnych branż, które wcześniej były w stanie przetrwać różne rządy, ale kolejnej podwyżki kosztów funkcjonowania nie były w stanie przeżyć i musiały zwijać interesy. Stawiano jednak tezę, że z drugiej strony formacja Donalda Tuska postawi na bardziej spokojną politykę zagraniczną, próbując znaleźć wyjście z sytuacji uwikłania się w prowojenną retorykę. W końcu to podczas poprzednich rządów Donalda Tuska nastąpiło zbliżenie w Rosją, a polskie wojska zostały wycofane z Iraku.
Więcej agresji
Tym czasem polityka obecnego rządu i wypowiedzi polityków całej koalicji wskazują na jeszcze większą agresję, a nowe propozycje polskiego premiera wskazują na to jakby Polska miała być szykowana do wojny, a wypowiedzi Mentzena o tym, że sprawa wysłania polskich wojsk na Ukrainę może wrócić zaraz po wyborach prezydenckich wcale nie muszą być bezpodstawne. Zamiast mówienia o rozmowach pokojowych można usłyszeć o propozycjach łamania konwencji oraz jeszcze większego zbrojenia się. Premier Tusk twierdzi, że nasz kraj powinien dążyć do uzyskania dostępu do broni jądrowej. Do tego chce on wprowadzić mechanizm, który sprawi że do końca roku każdy dorosły mężczyzna zostanie przeszkolony do walki. Polska do tego nie chce być gorsza w od innych w najgorszych praktykach wojennych i rozważa wycofanie się z konwencji zakazujących stosowania min przeciwpiechotnych i amunicji kasetowej. Do tego domaga się on jeszcze większej liczby okupantów z Unii Europejskiej oraz NATO na granicy z Rosją i Białorusią. Do tego widocznie armii „na papierze” mamy za mało, gdyż 300 tys. o których marzył Macierewicz, a o czym pisano w książce „Armia w ruinie” nie wystarcza obecnemu premierowi, który chciałby zwiększyć ją do liczby pół miliona.
Na Moskala!
Tak oto Donald Tusk oprócz skojarzenia z kaczorem, może obecnie pozować także na jednego z głównych „jastrzębi” w Europie. Propozycja zwiększenia wojsk polskich do 500 tys. to odpowiedź Jego na to, że główny wróg Polski czyli wojska rosyjskie liczą obecnie 1,3 mln ludzi. Wygląda to jakby komuś marzyły się stare czasy gdy walczyły ze sobą wielkie armie. Do tego okazuje się chce dołączyć prezydent Duda, próbujący wykazać się na koniec swojej prezydentury. Można nie zgadzać się w szczegółach ale w kwestii zasadniczej prezydent ściga się z premierem kto wyróżni się bardziej w gorliwości gdy idzie o prowojenną postawę. Prezydent Rzeczypospolitej zaproponował zmianę konstytucji i obowiązkowe zwiększenie wydatków na obronność do 4 proc. PKB. A zdaniem „Bloomberga” na obecnym etapie bez amerykańskiego wsparcia europejska obrona mogłaby się załamać w ciągu kilku tygodni. Sama produkcja prochu strzelniczego to ogromny problem, co wymuszałoby i tak kupowanie uzbrojenia ze Stanów Zjednoczonych i tak właśnie mogłoby to wyglądać. Amerykanie mieliby czyste ręce, nie uczestnicząc w ewentualnym konflikcie ale zarabiając na uzbrajaniu agresywnej Europy aby mogła jeśli nie walczyć to chociaż cały czas napędzać obsesję o rosyjskim zagrożeniu.