Premier Beata Szydło charakteryzowała państwo zostawione jej rządom przez rządy koalicji PO-PSL, jako „państwo w ruinie”. Najnowsza książka Edyty Żemły nazywa się natomiast „Armia w ruinie” i pokazuje jak rządziło PiS pod rządami Antoniego Macierewicza w Ministerstwie Obrony Narodowej.
Oto krótka próbka tego, co działo się pod rządami ministra naszego kraju:
„Na Klonowej 8, naprzeciwko pałacyku, Macierewicz od razu ulokował swoją komisję smoleńską. Te pomieszczenia też sprawdzaliśmy. Na górze były nadbudówka i pokoje gościnne. Zastaliśmy tam pana Wacława Berczyńskiego, tego który uwalił Caracale. Był w stanie lekko wskazującym na spożycie. W pomieszczeniach porozwalane puszki po piwie. Berczyński, jak nas zobaczył, to wstał, taki trochę zawiany i powiedział: <<Idę do Antoniego, nie będę wam przeszkadzał>>. Ubrał się i poszedł. Sprawdzaliśmy, czy jest czysto. Sporo rzeczy nas zaniepokoiło. Leżały tam jakieś prywatne pendrive’y, telefony. Podskórnie już wtedy czuliśmy, że kwestie bezpieczeństwa informacji nie będą należycie traktowane. Potem w służbach zaczęły się czystki. Macierewicz pozbył się praktycznie wszystkich starych doświadczonych oficerów i podoficerów”.
„Jak moi koledzy w poważnych pułkownikowskich stopniach chodzili do ministra Macierewicza, to dostawali jedno pytanie: <<Wypadek czy zamach?>>. Odpowiedź decydowała, czy dostawali szarą kopertę z wypowiedzeniem, czy awans. I tyle! Znam takich, którzy powiedzieli <<katastrofa>> i nie dostali awansu”.
„Takie to były czasy. Przez kaprys, widzimisię ministra można było stracić stanowisko. Doskonali piloci byli przenoszeni do jednostek pancernych, lądowcy nad morze. Cuda się działy. Nikt nie był pewien swojego losu w armii”.
„Kiedy Macierewicz został ministrem obrony, wśród młodych oficerów nie było ani wielkiej euforii, ani przerażenia. Przerażenie pojawiało się stopniowo, kiedy PiS na dobre przejął władzę i Macierewicz zaczął ten swój słynny audyt w ministerstwie. Powstawały różne dziwne komisje. Na siłę szukano sensacji, potwierdzenia, że za poprzedników wszystko było źle, szerzyło się złodziejstwo i teraz nowa władza będzie to naprawiać. Potem Macierewicz wymachiwał tym raportem w Sejmie, tyle że zamiast dowodów na korupcję poprzedniej ekipy zdradził informacje ściśle tajne o naszych zasobach wojennych. Dla nas, żołnierzy, to po prostu zdrada”.
„Macierewicz był pierwszym od kilku kadencji ministrem obrony, który się pochwalił, że wykorzystał cały budżet resortu. Ale ten budżet nie poszedł na modernizację, na rozwój armii, on poszedł na podwyżki. Wojsko dostało gigantyczne podwyżki. Ludzie oniemieli, że w temacie modernizacji nic się nie dzieje, a szeregowy zarabia więcej niż niejeden dyrektor szkoły. Nie ma co sie dziwić, że żołnierze go za to lubili, ale było też wielu, którzy widzieli w tym zwykłe przekupstwo”.
„Natomiast w sprzęcie i wyszkoleniu zaczęły się wtedy bylejakość i obniżanie standardów, na co wszyscy przymykali oko. Wiadomo – żołnierz, jak nie walczy to ćwiczy i się szkoli. Takie jest zadanie żołnierza. Tyle, że tak to wyglądało często tylko na papierze”.
„Problem był też jak mieliśmy gości z NATO. W takich sytuacjach wyraźnie było widać, że poziom wyszkolenia naszego wojska z języka angielskiego jest teraz naprawdę kiepski. A proszę wyobrazić sobie, że wybucha konflikt, na terenie naszego kraju trwają działania wojenne. Wiadomo, że język komunikacji w NATO to angielski. No i dupa”.
„Za PiS stało się coś, co zaszokowało nas wszystkich, całą armię. Macierewicz przejął władzę i na dzień dobry zlikwidował największą uczelnię wojskową – Akademię Obrony Narodowej w Rembertowie. W jej miejsce powołał Akademię Sztuki Wojennej. Chodziło o pozbycie się starej kadry i zastąpienie jej zaufanymi ludźmi. Do akademii wkroczyła wtedy jego gwardia, łamiąc ludziom kręgosłupy, wyrzucając na bruk doświadczonych oficerów, zdejmując portrety na bruk doświadczonych oficerów, zdejmując portrety byłych komendantów uczelni. To była rewolucja”.