Wojska Obrony Terytorialnej opisane w książce „Armia w ruinie” zdaniem oficera wojsk lądowych były nazywany programem „500 + karabin”. Ta formacja miała podlegać tylko ministrowi. Co ciekawe oczywiście w książce jest święte oburzenie, że m.in. WOT budował płk Gaj, który mówił, że Nie jestem rusofilem, podkreślam to stanowczo, ale w tym miejscu doskonale rozumiem Putina – to są faszyści. I Putin ma w zupełności rację – z nimi trzeba walczyć, bo Europę z ich przyczyny ogarnie pożoga. Trzeźwa ocena sytuacji więc w tym momencie traktowana jest w tej książce jako oburzająca wypowiedź. Choć co ciekawe płk Gaj miał ochronę Macierewicza. Stworzenie WOT mocno osłabiło wojska operacyjne, bo ludzie masowo zaczęli odchodzić do WOT, które stało się armią w armii. W wyniki tego w wypadku wybuchu wojny dużo jednostek nie byłoby w stanie podjąć działań bojowych bo opustoszały. Jednostki zostały obrabowane, oszabrowane przede wszystkim z potencjału ludzkiego. WOT zasilano np. ciężarówkami, nie przeprowadzając szkoleń dla kierowców, ewidentnie faworyzując go także dając inny sprzęt. Podczas walki z koronawirusem WOT rzucono na front walki z groźną zarazą ale jak się okazało oczywiście wydając na to ogromne pieniądze, a przy okazji sącząc z mediów propagandę sukcesu o bohaterskich WOT-owcach. Na pandemii można było zarobić w WOT nawet kilkaset tysięcy złotych, nie będąc oczywiście żołnierzem WOT. Zwykła armia musiała w trybie przetargu kupować drony, a WOT mógł zrobić to bez przetargu. Stworzono WOT-owi kilkumiliardowy budżet. Kwestie finansowe więc dodatkowo doprowadzały do szewskiej pasji żołnierzy ze zwykłych jednostek, gdy patrzyli jak w prywatnej armii Macierewicza i Błaszczaka doprowadza się do takich praktyk. A wszystko przeszło pomimo sprzeciwu dowództwa operacyjnego.
Konflikty jako codzienność
Faworyzowanie WOT-u który zaczął dostawać nowy, dobry sprzęt oraz umundurowanie i był ewidentnie faworyzowany wobec innych jednostek oczywiście wywoływało konflikty. Co gorsza wojska operacyjne oraz WOT były lokowane w tych samych budynkach, co dodatkowo generowało konflikty między dowódcami jednostek obrony terytorialnej, a dowódcami operacyjnymi. Dodatkowo Ci z WOT-u myśleli, że są w lepszych jednostkach po przejściu często z jednostek operacyjnych, dzięki panującej tam indoktrynacji, a do tego niepisanej umowie wyznawania kultu Macierewicza. Wrogiem publicznym numer jeden stał się gen. Mirosław Różański, który merytorycznie wytykał błędy jakie były popełniane w wyniku funkcjonowania WOT-u i w związku z tym mocno go atakowano.
Szkolenie na marnym poziomie
Oczywiście szkolenie w takim WOT zdaniem rozmówców było na fatalnym poziomie, bo nie da się zbudować czegoś w szybkim tempie. Chciano pokazać tylko dobre cyfry, ilość brygad, ale jakość szkolenia się nie liczyła. Na początku szefem szkolenia był człowiek z GROM-u ale szybko dał sobie spokój patrząc, że nie ma szans czegokolwiek zdziałać.
Znów więc można zadać pytanie w jaki sposób mają działać ludzie z WOT-u po kilkunastodniowych kursach rocznych jeśli to wszystko stworzono kosztem zlikwidowanych jednostek, do których przeszło bardzo dużo żołnierzy oraz oficerów, mogących od razu za to awansować, a ludzi do WOT rekrutowano dzięki temu, że ksiądz na mszach świętych zachęcał do wstępowanie do WOT-u?