Trwający już o 35 lat układ okrągłostołowy zaczyna popadać w coraz większe sprzeczności. Wyczerpuje się dotychczasowy paradygmat oparty na demokracji liberalnej, przeradzającej się coraz bardziej w swoją karykaturę, z autorytarnymi zacięciami, ale i stanem anarchii patrząc choćby na to co dzieje się w władzą sądowniczą. Do tego dochodzi fakt, że formalnie jesteśmy obywatelami państwa, które oparte jest na rządach demokratycznych, ale tak naprawdę od lat 18 polska scena zabetonowana jest przez system dwupartyjny, w którym główne role odgrywają Platforma Obywatelska rządząca zawsze w koalicji z różnymi mniej znaczącymi partiami oraz Prawo i Sprawiedliwość mający to co określa się swoje „przystawki”. Sztucznie generowany konflikt między dwoma sztucznie wytworzonymi plemionami jest jednak coraz bardziej męczący dla reszty społeczeństwa, które w dużej części rozumie, że główni aktorzy tej wojny są na polskiej scenie tak naprawdę od początków polskiej transformacji. A zmęczenie powoduje że zmienia się także percepcja polskiego społeczeństwa dotycząca całej sceny politycznej oraz związanej z tym koncepcji obywateli na zmiany.
„Potrzebne są zmiany, konieczne są zmiany, bo jeśli nic się nie zmieni, może nadejść dzień rebelii”
Ten oto tekst zespołu Dezerter ze słynnego albumu „Kolaboracja” doskonale oddaje stan ducha polskiego społeczeństwa, które wedle sondaży domaga się właśnie strukturalnych zmian na scenie politycznej. 70 proc. respondentów uważa, że parlamentarzyści od wielu kadencji powinni ustąpić miejsca nowym – słowem domagają się odświeżenia teatru politycznego. Słabnie co nie dziwi społeczne zaufanie do długoletnich polityków, a wyborcy domagają się zmiany pokoleniowej w polskim parlamencie. W 1989 roku w Polsce oraz w połowie lat 80-tych w ZSRR mówiono o rządach geriatrii, która żyła w poszukiwaniu „człowieka socjalizmu”, który nie nadchodził, jak wnioskował na konferencji naukowej w 1994 roku prof. Jan Szczepański. Teraz główni aktorzy czyli Jarosław Kaczyński oraz Donald Tusk zachowują się tak jakby nic się nie działo, jakby nie chcieli zauważyć, że ich retoryka polegająca na ciągłym konfliktowaniu się trafia do coraz mniejszej grupy wyborców, gdyż staje się ona równie nieatrakcyjna i niezrozumiała jak ta solidarnościowa, którą jak widać dawno temu porzucono.
Nowe twarze pilnie potrzebne
Sondaż Opinia24 przeprowadzony w lipcu pokazał, że 35 proc. badanych zdecydowanie zgadzało się z potrzebą wymiany wieloletnich parlamentarzystów, a kolejne 35 proc. raczej popierało takie rozwiązanie. Czyli co może być niepokojące dla obecnych rządzących oraz opozycji PiS-owskiej tak naprawdę ponad 2/3 Polaków chciałoby nowych twarzy w polityce. Zaledwie 13 proc. jest przeciwnego zdania, a ledwie 17 proc. nie ma wyrobionej opinii. Najwidoczniej okres transformacji od którego początku dorastać zaczęło pokolenie urodzone na przełomie lat 70 i 80 niezbyt mocno udał się w ich przekonaniu, jeśli obserwując jego kolejne etapy doszli najbardziej do wniosku, że należy dokonać zdecydowanych zmian w parlamencie. Aż 45 proc. ludzi z tego zakresu wiekowego jest właśnie tego zdania. Osoby w wieku 50-59 lat, a więc często będące już dorosłymi, bądź w dorosłość wchodzące są zdania przeciwnego, co jednak także odpowiada często temu, że są one mocno zaangażowane w wojnę plemienną, która toczy się od lat 18 w Polsce i być może dlatego nie są w stanie wyjść poza swoje myślowe bańki, czując misję polegającą na zwalczaniu urojonego przeciwnika, zamiast właśnie wyobrazić sobie to, że może istnieć Polska bez tych dwóch ugrupowań. Pęknięcia na polskiej mapie politycznej są już jak najbardziej widoczne i być może w najbliższych wyborach parlamentarnych będziemy świadkami zmian, które usatysfakcjonują tych, którzy na zmiany czekają. Kwestią najistotniejszą jest aby nowe ugrupowanie potrafiło pójść przed zmianami i wykorzystać fakt, że mogą oni zacząć współrządzić, z którymś ze starszych ugrupowań i wymuszać jakościowe zmiany zarówno w polityce wewnętrznej, mającej przynosić korzyści obywatelom. Ale drugą sprawą byłaby zmiana kierunku w polityce międzynarodowej, która zakończyła by konfliktowanie kraju z sąsiadami, prowojenny kurs ku negocjacyjnemu oraz zwrot ku innym ośrodkom politycznym na świecie, a nie opieranie się na zbankrutowanej Europie i skompromitowanych ciągłymi wojnami Stanach Zjednoczonych. Gdyż zmiana dla samej zmiany nie będzie dla kraju żadną wartością dodaną.