Prawda o pandemii

Prawda o pandemii

Jerzy Karwelis w najnowszym numerze „Do Rzeczy” analizuje rzeczywiste dane dotyczącej tego co nazwano przeszło 5 lat temu pandemią. Ogłoszono ją przecież niedługo przed wyborami prezydenckimi, z przerwą na wybory prezydenckie, które odbyły się w atmosferze skandalu, a do pamięci niektórych przeszło powiedzenie Morawieckiego, że wirus zniknął i że nie ma co się go bać. Później jednak okazało się, że to było tylko na chwilę i na niby aby uspokoić czujność ludzi. A skutki tego były niszczycielskie i niosące do dzisiaj dalekosiężne skutki, a przecież nie spowodował ich bezpośrednio sam wirus.

Wstydliwe przemilczenie

Autor artykułu wskazuje, że pomimo obietnic nie opublikowano żadnego raportu na temat tego okresu i jego skutków. Paweł Grzesiowski miał opublikować raport na temat pandemii, a minister Niedzielski o przyczynach nadmiarowych zgonów. A głównym powodem jest to, że niewielką ilość mogły stanowić zachorowania na covid-19, a do tego ujęte tylko w testach. Bo to testy były podstawą do stwierdzenia choroby, a nie pełna diagnostyka lekarska, na co mało kto zwrócił uwagę. A w związku z tym nie da się wyjaśnić jak tłumaczy autor ile osób zachorowało i ile zmarło na tą chorobę?

Czego pandemia?

Pan Karwelis zapytuje się czy tak naprawdę wirus był aż tak zjadliwy aby zamykać gospodarkę, życie społeczno-rodzinne oraz doprowadzać do zapaści organizacyjnej służby zdrowia, która odcinała pacjentom dostęp do świadczeń zdrowotnych? Szczególnie że przecież uniemożliwiano leczenie osobom poważnie chorym. Co jak przypomina publicysta spowodowało później ukucie terminu „ciche ofiary covid”. Przytaczana jest tutaj definicja samej pandemii, którą WHO zmieniła. Wcześniej definicja uwzględniała śmiertelność i brak odporności na niego, a po zmianie definicji i de facto jej zawężeniu, ważne było tylko aby nowy wirus przenosił się między ludźmi i rozprzestrzeniał na całym świecie. I dzięki temu wirus o niskiej śmiertelności wynoszącej 0,02, proc. ogłoszono właśnie jako pandemię. I dlatego w związku z tym, że nie ustalono tak naprawdę jak wysoką śmiertelność miał tenże wirus, to w artykule nazwano całą sytuację pandemią testów. Podsumowanie tego jest takie, że oparto panikę pandemiczną na przesłankach propagandowych, do tego nie zgonach, a słupkach zakażeń wykrywanych w wyniku wątpliwych procedur.

Brak uzasadnień

A że właśnie w taki sposób zawyżano sobie statystyki zachorowań bez patrzenia na skalę i wymiar objawów oraz danych pełnej diagnostyki lekarskiej to dlatego zasadnym stało się pytanie czy było to wszystko co zrobiono ze służbą zdrowia? Autor skupia się na różnych danych pokazujących wyraźnie że nie można było tego nazwać pandemią. Po pierwsze liczba zapaleń płuc była niższa. W 2018 roku było ich ponad 520 tys. Natomiast w 2020 roku 300 tys. Ostra niewydolność oddechowa kształtowała się w taki sposób, że w 2018 roku było 2837 przypadków i liczba spadała aby osiągnąć w 2020 r. 1969. Spadła także ilość zgonów na choroby zakaźne. W 2017 roku zanotowano ich 1937, a w 2020 r. już tylko 1656. Co ciekawe ilość rzeczywistych przypadków chorób tutaj wskazanych nie spadała z liczbą pozytywnych testów, gdyż te wyniki wzrastały, a wraz z nimi obostrzenia. Konkluzja autora jest konkretna, że nie było żadnej pandemii, a wszystkie obostrzenia były nieuzasadnione.

Kto i gdzie umierał?

Jeśli jednak wskazywane jest w artykule, że nie było pandemii, a cała histeria była nieuzasadniona to autor wyjaśniał w jaki sposób doszło do takiej liczby zgonów. A tu przecież każdy kto odświeży sobie pamięć przypomni sobie lament zakładów pogrzebowych z 2020 roku. Już wiosną gdy wszystko pozamykano strasząc ogromną śmiertelnością, okazywało się, że śmiertelność spadła, a specjaliści od chowania zmarłych przeżywali kryzys. Ludzie natomiast zaczęli później umierać nie na COVID ale z powodu zapaści służby zdrowia. Od stycznia do września między rokiem 2017 a 2020 umiera średnio po 300 tys. ludzi, a w ostatnim roku nawet trochę mniej. I właśnie po wrześniu liczba zgonów drastycznie wzrosła. Autor pokazuje także liczbę hospitalizacji. Ta mocno spadła w 2020 w okresie marzec-czerwiec z ponad 12 mln. do ponad 9 mln. Drastyczny wzrost następuje w roku 2021 ale to i tak mniej niż w poprzednich latach i dopiero wtedy jak pisze Jerzy Karwelis „władza się orientuje że eksterminuje Polaków tą polityką i łagodzi bariery w dostępie do lecznictwa”. I w końcu najważniejsze, że ludzie owszem, umierali ale głównie w domach. A wszystko z powodu właśnie przerwanych procedur i odwlekanych operacji. To dlatego właśnie we wrześniu 2020 roku wzrosła drastycznie liczba umierających ludzi. W stosunku do roku 2019 w okresie marzec-wrzesień pozaszpitalne zgony wykazały lekki wzrost, natomiast w październiku było to już 82 proc., w listopadzie 176 proc., a w grudniu plus 100 proc. zgonów w domach, z powodu zamkniętych oddziałów i braku opieki lekarskiej.

Anatomia eksterminacji

I właśnie tutaj piszący artykuł pochyla się nad tym jak uprawiano selekcję wobec przyjmowanych do szpitala. Chorzy na inne choroby jeśli mieli pecha mieć pozytywny wynik, często nie mając objawów byli ładowani na salę covidową ryzykując zakażenie i respirator. A ci z testem negatywnym mieli szczęście być leczonymi na choroby na jakie rzeczywiście zapadli wcześniej. Drugi aspekt tyczył się właśnie zamykania oddziałów, wysyłania ludzi do domów, przerywania procedur oraz odkładania operacji. Następna sprawa tyczyła się teleporad, gdzie przegapiano rzeczywiste zapalenia płuc, bo nie osłuchiwano pacjentów. No i do tego dochodziło nieleczenie, które wiązało się z zakazem podawania antybiotyku tym, których podejrzewano, że wirusowa infekcja przechodziła w bakteryjne zapalenie płuc. Ot – cała przyczyna nadmiarowych zgonów za które nikt nie odpowiedział, a przecież dotyczy to praktycznie zjawiska, które można nazwać ludobójstwem, z tymże właśnie po cichu przy pomocy łamania prawa. I jak twierdzi na koniec autor droga do poznania całej prawdy jest jeszcze niestety długa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Post