Rolniku zapłać za dotacje


Powszechna propaganda sukcesu, która towarzyszy Polsce już 3 dekadę, związana z samymi zachwytami nad dobrodziejstwem Unii Europejskiej, mówiąca o tym że od wejścia do niej Polska przeżywa rzekomo najlepszy okres w historii kraju i rozwija się także najszybciej ze wszystkich krajów wspólnoty europejskiej miesza się z wskazywaniem na tych, którzy są krytyczni wobec Unii jako na tych, którzy są nierobami, nieukami oraz „roszczeniowcami” nie doceniającymi tego ile od niej dostają. Jedną z najbardziej poniewieranych i pogardzanych przez elity polityczne oraz wielkomiejskich obywateli grup zawodowych są rolnicy. Twierdzi się, że są oni największymi beneficjentami dotacji unijnych i w związku z tym nie powinni narzekać, a tylko cieszyć się że przecież się bogacą i korzystają na tym.

Zmiany nie zawsze na lepsze

Piotr Siewruk na portalu „Agro profil” wskazuje w artykule pod znamiennym tytułem ” WPR 2021–2027: Zielona rewolucja czy cichy koniec polskiego rolnictwa?” na to, że różne tabelki oraz deklaracje związane ze Wspólną Polityką Rolną nie oznaczają wcale tego, że rzeczywistość w polskim rolnictwie miałaby automatycznie oznaczać same plusy w efektach takiej polityki. Owszem powiada, otrzymujemy ogromne kwoty, ale na tym często zatrzymuje się zarówno propaganda prounijna polskich polityków, jak i wiedza dużej ilości Polaków, szczególnie tych, którzy tak ochoczo dają się napuszczać na rolników patrząc na nich z pogardą, jako tych którzy mają się nie odzywać i nie rozumieją rzeczywistości politycznej. Całościowo dopłaty do rolnictwa prezentują się tak, że „Całkowity budżet WPR na lata 2021–2027 wynosi około 386,6 miliarda euro, z czego ponad 40 miliardów euro przypada na Polskę. To ogromna kwota, czyniąca nas jednym z największych beneficjentów unijnej polityki rolnej. Środki dzielą się na dwie główne części:
– I filar (płatności bezpośrednie i interwencje rynkowe) – ok. 17,3 mld euro,
– II filar (rozwój obszarów wiejskich) – ok. 4,7 mld euro.

Dodatkowo, Polska otrzymała także środki z Funduszu Odbudowy – ok. 722 miliony euro na rolnictwo i wieś w ramach Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności”.

Można więc zadać sobie pytanie o co chodzi tym niedokształconym „analfabetom oderwanym od pługa” jakby zapewne niejeden wielkomiejski pyszałek się zapytał? Autor artykułu wskazuje dalej jakie ukryte dla społeczeństwa problemy niesie dla rolników szereg warunków jakie należy spełnić aby później otrzymać pieniądze.

Zielone koszty większe od zysków

„Kolorowa rzeczywistość” przybiera tutaj barwę zieloną, nie tylko dlatego że kojarzy się ona z rolnictwem jako takim, ale z „zieloną rewolucją” do której muszą rolnicy się dostosowywać aby dostać dotacje których „niewdzięcznicy” nie chcą docenić, „narzekając tylko” ku wściekłości patrzących na nich z góry Polaków z wielkich miast. A tu zaczynają się problemy gdyż 25 proc. dotacji bezpośrednich zostało przesuniętych na „ekoschematy”. Bez tych tzw. działań prośrodowiskowych rolnik nie ma szans otrzymać dopłat. Ze względu na koszty wdrożenia tych ekoschematów ponad połowa rolników nie zdecydowała się na wzięcie dotacji. Do tego dochodzą tzw. plany strategiczne, które przerzucają odpowiedzialność z Brukseli na Warszawę. Polityka rolna opiera się na innych pięknych hasła jak „dobre praktyki” co ma oznaczać większą biurokrację oraz sprawozdawczość. Do tego dochodzi tzw. digitalizacja oraz agroekologia. A tutaj jak pisze autor w grę wchodzi wiedza, inwestycje oraz sprzęt, na który oczywiście rolników nie stać. I właśnie tutaj konkluduje on to w konkretny sposób pisząc, że „choć Polska nadal jest jednym z największych beneficjentów unijnej polityki rolnej, to właśnie polscy rolnicy najgłośniej krzyczą, że coś tu nie gra. Problem nie leży w samych pieniądzach, ale w tym, za jaką cenę się je otrzymuje. Malejące marże, rosnące koszty produkcji, absurdalne przepisy i presja „zielonego” kursu – to nie teoria, to codzienność tysięcy gospodarzy”. A do tego dochodzi faworyzowanie większych gospodarstw oraz konkurencja ze strony Ukrainy, Ameryki Południowej oraz państw trzecich. Dlatego jak wskazuje pod koniec „wielu gospodarzy mówi dziś wprost: czujemy się zostawieni sami sobie. Nie chodzi o to, że nie chcą się rozwijać, wdrażać innowacji czy dbać o klimat. Chodzi o to, że oczekuje się od nich rzeczy niemożliwych – bez wsparcia, bez planu i bez szacunku do tego, czym jest prawdziwe rolnictwo”. Co powinno przeczytać i zrozumieć wielu rodaków, którzy nigdy na roli nie pracowali, a opinię o nich wyrabiają sobie dzięki prymitywnej, antyrolniczej propagandzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Post