Zwiększona inflacja i jej skutki towarzyszy nam już 5 lat, od czasu gdy duża część świata zaczęła walczyć z niewidzialnym wirusem, szalejącym w organizmach ludzkich nawet „bezobjawowo”. Zaczęto mówić wtedy, że „tanio to już było” i rzeczywiście można to odczuć w cenach różnych produktów spożywczych jak pieczywo, jogurty, masło, mleko czy nawet zwykła woda, ale i także cały czas dosyć wysokie są ceny paliwa czy też energii elektrycznej. Zdrożały także horrendalnie ceny biletów i to co ciekawe nie aż tak bardzo drogie są one w Warszawie, ale już gorzej wygląda to w Gdańsku, gdzie także podwyższono drastycznie ceny za parkowanie w mieście, tradycyjnie już przy okazji remontów ulic ograniczając liczbę miejsc parkingowych.
Prawda leży w „punkcie widzenia”
Grzegorz Rudnik w artykule w najnowszym „Przeglądzie” pt. „Ceny w górę, nastroje w dół” wskazuje, że w zależności od autora wypowiedzi uzasadniającej przyczyny inflacji to premier Morawiecki obwiniał o to Putina, wojną na Ukrainie oraz Komisję Europejską która nakładała ogromne opłaty za emisję dwutlenku węgla, w efekcie czego wzrosły ceny energii elektrycznej, a za tym szły podwyżki cen towarów i usług. Natomiast autor wskazuje, że Jarosław Gowin obwiniał o to Morawieckiego, Kaczyńskiego oraz Glapińskiego. Natomiast obecnie PiS mówi o „tuskodrożyźnie”. Z tych wszystkich przyczyn, które tutaj wymieniono na pewno najbardziej wyrazista jest ta o narzucaniu opłat za emisję dwutlenku węgla przez Komisję Europejską. To akurat jest jasne i widoczne i zwyczajne skasowanie takich opłat mogłoby o wiele bardziej ulżyć nie tylko gospodarstwom domowym ale i przedsiębiorstwom, które i tak już w wielu przypadkach przestały istnieć. A tutaj przecież wina jest każdej z ekip która do Unii nas wprowadzała i firmowała swoim udziałem w głosowaniach tego typu decyzje.
Zaczęło się od PiS
Politycy PiS obecnie obwiniający o inflację Tuska, a wcześniej Putina zapomnieli już, że pokornie zgodzili się na całkowitą blokadę kraju, wszystkie przerażające i psychotyczne restrykcje oraz zamknięcia gospodarki, co z dnia na dzień sparaliżowało normalne życie w wielu dziedzinach od posiadania pracy, po opiekę nad dziećmi, które zostały nagle w domu na czymś najgorszym co mogło im się przytrafić czyli tzw. zdalnej edukacji po częstą utratę płynności finansowej ale i problemy z dostaniem niektórych towarów. To wszystko wybuchło na dobre po tym jak rząd Morawieckiego najpierw wspomógł przedsiębiorstwa ogromnymi kwotami pieniędzy. Najpierw pakiet antykryzysowy w kwocie 212 mld zł, później tarcza finansowa o wartości 100 mld zł, a na koniec roku znów Tarcza Finansowa Polskiego Funduszu Rozwoju w kwocie 35-40 mld zł. Po ponad roku od tego czołgi Putina rozjechały covida i można było wkroczyć w kolejny etap psychozy, straszenia tym razem na dobre tym, że Putin spełni „przewidywania” Lecha Kaczyńskiego i najedzie Polskę. A na razie jest tak łaskawy, że zaimplementował nam „putinflację”. A była ona ogromna, bo wyniosła 14,4 proc. i była najgorsza od 1990 roku. Rok później osiągnęła ona 11,4 proc. To właśnie wtedy oszalały ceny paliwa, prądu czy pieczywa. Oberwali najbardziej Ci, którzy byli elektoratem PiS czyli emeryci, renciści i skromniej zarabiający.
PO mniej winne
Autor artykuły twierdzi, że obwinianie obecnych rządzących o inflację jest przesadzone gdyż obecna inflacja jest na poziomie o wiele mniejszym i wynosi 4,9 proc. Ma być to kosztem mniejszego rozwoju. Jednak autor nie pokazuje że ponad rok temu rozpoczęło się zwijanie wielu firm , które potrafiły funkcjonować w Polsce nawet i ponad 100 lat. A właśnie do za PO skoczyły drastycznie koszty funkcjonowania mleczarni, piekarni, fabryk porcelany czy nawozów sztucznych. Wielu z tych firm nie ma, a i ten rok zapowiada się nieciekawie i prognozuje się kolejne zwolnienia. Do tego to co zapoczątkował PiS z drastycznym wzrostem cen produktów spowodowanych uwikłaniem kraju w europejskie struktury i w związku z tym wypełnianiem różnych dyrektyw i płaceniu za te nieszczęsne emisje dwutlenku węgla przełożyło się na większy ucisk na gardle tych, którzy znajdują się w dużej bardzo części poniżej mediany zarobków, która nie jest wysoka i nie pozwala to im na spokojną egzystencję. To akurat autor zaznacza, że nasza reakcja na ceny towarów oraz usług wynika z indywidualnych odczuć związanych z rosnącymi kosztami życia i różnymi strategiami radzenia sobie z tym problemem, takimi jak ograniczanie zakupów, wybór tańszych zamienników czy zmiana nawyków konsumenckich. Polacy jak pokazał autor jednak doskonale orientują się w kwestii tego kto odpowiedzialny jest za tą sytuację i pomimo zrzucania winy na czynniki zewnętrzne przez polityków są w stanie orientować się, że to rządzący są za obecną sytuację odpowiedzialni. Niestety cały czas jak pisał Marks w jednej ze swoich tez o Feuerbachu, która brzmiała „Filozofowie dotychczas tylko opisywali świat. Idzie jednak o to aby go zmieniać” właśnie na horyzoncie nie widać szans na te zmiany, a można oczekiwać zamiast tego kolejnej fazy wojny polsko-polskiej przy okazji wyborów, a nie wiadomo czy wojenny keyneizm, który może ogarnąć Europę nie zaimplementuje nam kolejnej, inflacyjnej końskiej dawki dzięki zadłużaniu się na potęgę kraju, muszącego wydawać pieniądze na obłędne zbrojenia.