Kampania wyborcza w Polsce rozpędza się do tuż przed drugą turą, przybierając coraz bardziej prymitywną treść ze strony obozu umownie nazywanego liberalnym. Przekaz w zamyśle jest skierowany do odbiorców niezdecydowanych, a którzy swoje głosy oddali na przegranych w pierwszej turze kandydatów. Patrząc na argumentację jaką posługują się zarówno politycy liberalnej formacji oraz jej akolici w postaci różnych pracowników mediów czy też tzw. inteligencji, którą reprezentują ludzie wydawałoby się reprezentujący świat nauki to okazuje się, że stawka musi być wyjątkowo wysoka, gdyż złamano już wszelkie reguły które wcześniej jeszcze w jakiś sposób obowiązywały, wedle zasady „kopiemy się po kostkach, ale nie wyżej” – jak mawia redaktor Stanisław Michalkiewicz. Zarówno kontrkandydata jak i jego wyborców oskarżono o to, że firmują swoimi głosami najgorsze patologie jakie miały cechować Karola Nawrockiego.
„Mowa miłości” przeciwników „mowy nienawiści”
Premier Donald Tusk postanowił wystąpić w wywiadzie na Polsacie u Bogdana Rymanowskiego i w emocjonalnym tonie oskarżyć kandydującego oficjalnie jako kandydat obywatelski Karola Nawrockiego o różne rzeczy, które stały się w ostatnich tygodniach sensacjami, mającymi zniechęcić także twardy elektorat Prawa i Sprawiedliwości do zdecydowania się aby zagłosować na kandydata Platformy Obywatelskiej. Od 20 lat obóz liberalny próbuje udowadniać elektoratowi obozu przeciwnego, że to oni są kasta wyższą, która musi ich pouczać, że nie są zbyt inteligentni oraz rozumni i dlatego głosują na kontrkandydata. Dlatego też zastosował on tą samą metodę przypominając wszystkim, że Karol Nawrocki trudnić się miał w przeszłości sutenerstwem, uczestniczyć w kibicowskich „ustawkach”, zażywać podejrzane substancje podczas debaty prezydenckiej oraz w końcu mieć kontakty z tzw. półświatkiem. Na pytanie redaktora Rymanowskiego czy kandydat obywatelski jest skazany prawomocnym wyrokiem odpowiedział, że nie jest sędzią, ale są na to dokumenty oraz świadkowie. Etap tzw. postpolityki doszedł do takiego momentu, że premier powołał się na zeznania człowieka mało wiarygodnego gdyż uczestniczącego w tzw. walkach w klatce.
Ale oprócz premiera mamy przecież jeszcze tzw. inteligencję, która próbuje innymi metodami wyjaśniać mniej „oświeconemu społeczeństwu” co oznacza ich brak zdecydowania do tego aby poprzeć „jedynego, słusznego kandydata”. Znany profesor zajmujący się psychologią pisze na swoim koncie na platformie X, że „Nie dajcie się zwieść. Wybór jest prosty: Po której stronie stodoły w Jedwabnem staniesz. Czy z jej podpalaczami, dobijającymi ofiary siekierami i widłami? Czy może po stronie Antoniny Wyrzykowskiej, która ratowała Żydów, za co musiała uciec z miasta?”. Oprócz szantażu moralnego w wykonaniu jednego z „ludzi nauki”, możemy także poznać głos innego „intelektualisty”, który postanawia zwyczajnie obrazić tych, którzy postanawiają pomimo czarnego PR-u nie ulec szantażowi i zagłosować na tego który jest pod obstrzałem. Znany prof. etyki Jan Hartman napisał także na platformie X: „Sutenerzy, psychopaci, gangsterzy i zwykłe bydło piorące się po mordach w sejmowym barze – czy 1 czerwca oddadzą im Polskę debile, faszyści i nieuki, do spółki z bigotkami? Nie pozwolimy! Przyzwoitość i instynkt samozachowaczy narodu zwyciężą!”. To tylko dwa głosy, a przecież jest ich o wiele więcej, z niezmordowanym Tomaszem Lisem.
20 lat braku nauki i pokory
Dwie dekady trwa tenże spektakl polegający na stosowaniu zasady divide et impera i zanosi się ponownie na to, że coraz bardziej brutalne oraz patologiczne metody, których dopuszcza się cały obóz liberalny doprowadzą do tego, że te coraz bardziej prymitywne metody obrażania oraz pouczania nie pierwszy raz z powodu ignorancji oraz nie zauważenia problemu w swoim obozie zakończą się porażką kandydata tego obozu. Znowu możemy się spodziewać szoku, zaskoczenia, rozpaczy oraz pretensji do reszty społeczeństwa, że albo została w domu, albo „nic nie zrozumiała” z „mądrości” serwowanych im przez Bilewicza, Hartmana czy Lisa i zagłosowała na Nawrockiego. Jednakże jest to w istocie problem poboczny, gdyż nieważne który kandydat wygra to stanie być może od razu przed odpowiedzialnością za byt nie tylko polityczny ale i biologiczny kraju. Dopiero co przecież postanowiono zgodzić się na to aby kilka krajów zachodnich mogło uderzać rakietami oraz pociskami w głąb Rosji, a być może użyć także wobec niej lotnictwa. Batalia o prezydenturę, może więc finalnie okazać się wyścigiem ku przepaści, bo przecież na atak w głąb Rosji zgodziły się zarówno kraje europejskie popierające Trzaskowskiego czyli Francja, Wielka Brytania oraz Niemcy ale i Stany Zjednoczone, rządzone obecnie przez Donalda Trumpa, do którego niedawno wybrał się, zabiegając o poparcie Karol Nawrocki. Zakładając więc, że trzecia wojna światowa jest bliżej niż myślimy rysuje się tutaj skojarzenie, że obydwaj kandydaci chcą zostać kolejnym Ignacym Mościckim, który przecież był pełen entuzjazmu, że wybuchnie wojna. Wprawdzie Karol Nawrocki wzbraniał się przed tym aby wysyłać naszych wojaków na Ukrainę, ale patrząc na obecny stan naszego kraju, którego o nic już nie pytają politycy amerykańscy, to możliwym jest, że kto ostatecznie obejmie stanowisko prezydenta Polski nie będzie miało większego znaczenia.