Wyborcze kłótnie ważniejsze od długu publicznego


W Polsce trwa batalia o głosy wyborców przed wyborami, które odbędą się już za ponad 2 tygodnie. Używa się jak zwykle wszystkich chwytów, wypominając sobie wzajemnie kłamstwa, publikując jakieś materiały o którymś z kandydatów niczym w piosence Akurat „Ślepe losy”, gdzie wokalista śpiewa „mówią dużo mówią, wybory już się zbliżają. To co mówią teraz, później zapominają. Czas najwyższy, wywlec aferę. Pokazać zdjęcie z samym premierem. Stanąć na scenie, zrobić wrażenie. Wejść w telewizor, być na antenie”. Bez wątpienia pewne kwestie mogą być ważne a propos kandydatów, inne mniej ważne ale szum informacyjny ma zawsze jedną funkcję, aby odwrócić uwagę od spraw najistotniejszych. A przecież do tego większość kandydatów w najistotniejszych sprawach mówią jednym głosem, o czym później.

Rekordowy dług publiczny

W artykule , w tygodniku „Do Rzeczy” możemy się dowiedzieć, że minister finansów zapowiedział przekroczenie w tym roku 57 proc. długu publicznego w stosunku do PKB. W porównaniu z poprzednim rokiem, może więc to wynieść nawet 2 proc, gdyż wtedy wyniósł on 55,3 proc. O tym fakcie kandydaci na prezydenta nie mówili, twierdząc że nadal trzeba pomagać Ukrainie, nie zważając zupełnie na koszty. Znów można zauważyć w tym momencie schizofreniczny syndrom w naszym kraju, których obywatele uwielbiali wymądrzać się na temat bezmyślnych Greków, mających w idiotyczny sposób się zadłużać, co doprowadziło do kryzysu w roku 2010. Mówiło się później o tym, że sama Unia Europejska po cichu umożliwiała tego typu scenariusz w Grecji, aby później grać na bycie zbawcą oraz pouczającym ją mentorem, wymuszającym kolejne pożyczki w zamian za restrukturyzowanie kraju. Podobny scenariusz może być szykowany nie tylko w Polsce ale wszystkich krajach Unii Europejskiej, gdyż „w marcu Komisja Europejska opublikowała komunikat zachęcający państwa członkowskie do skoordynowanego użycia krajowej klauzuli wyjścia (national escape clause – NEC) ze względu na wyjątkowe okoliczności, jakimi są agresja Rosji na Ukrainę i pogarszające się środowisko bezpieczeństwa. Według KE, da to krajom UE szansę na trwałe zwiększenie wydatków obronnych przy zachowaniu w średnim okresie stabilnych finansów publicznych”.

Polska chętna do skoku na główkę

Nie można było być zdziwionym, że Polska z wielką chęcią zgłosiła się do tego aby wystąpić o taką klauzulę wyjścia. Czytamy dalej, że „Ministerstwo Finansów informuje, że klauzula umożliwia odejście od rekomendowanej przez Radę Ecofin ścieżki wydatków do wysokości przyrostu wydatków na obronność w stosunku do sytuacji przed wojną w Ukrainie, jednak nie więcej niż 1,5 proc. PKB. Według szacunków przyrost wydatków obronnych, według unijnej definicji COFOG, w Polsce, w porównaniu do 2021 r., wyniesie w latach 2024-25 odpowiednio 1,1 proc. PKB i 1,3 proc. PKB. Również w kolejnych latach obowiązywania klauzuli wydatki na obronność w Polsce będą kształtować się na poziomie istotnie wyższym niż w roku 2021″. Słowem – nasz kraj znalazł kolejny pretekst aby usprawiedliwiać nie tylko ogromny deficyt budżetowy, ale także także i ogromny poziom zadłużenia, kosztów jego obsługi. Politycy będą mogli więc mieć okazję aby mówić o „trudnych czasach”, „momencie próby”, „zdanym egzaminie”, „koniecznych poniesionych kosztach”. Wcześniej można było obwiniać o wszystko Glapińskiego oraz PiS, że mocno zadłużył kraj, a powiększanie tego zadłużenia przez obecne rządy nie będą w tym momencie niczym złym, ze względu na jak to przywołano powyżej „wyjątkowe okoliczności”. A czas ucieka, gdyż propozycja Komisji Europejskiej dotyczyła tego aby kraje w skoordynowany sposób zawnioskowały o tą klauzulę do końca kwietnia tego roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Post