Były ambasador RP w Iraku oraz Arabii Saudyjskiej Krzysztof Płomiński udzielił w najnowszym wydaniu „Przeglądu” wywiadu Robertowi Walenciakowi na temat obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie. Stwierdził on, że Iran nie został rzucony na kolana do tego stopnia, żeby przyjąć warunki czy bezwarunkową kapitulację. I na razie nie jest on w stanie odpowiedzieć co będzie dalej. Potwierdził słowa Tulsi Gabbart twierdząc, że nie chodziło w konflikcie jedynie i program atomowy. Nie wykorzeniono także jego wpływów w regionie pomimo osłabienie innych krajów i organizacji przez Izrael. A to dlatego, że ważny jest czynnik religijny oraz sprawa palestyńska oraz obawa przed polityką Izraela. Były ambasador twierdzi, że Iran prędzej wejdzie w sojusz z Chinami niż z Rosją.
Bliskowschodni kocioł z winy Amerykanów
Stawia on także wniosek, że pełna napięć regionalnych sytuacja na Bliskim Wschodzie to efekt polityki Stanów Zjednoczonych, które stwierdziły że tamte ludy należy traktować z pozycji siły i przez to nie rozwiązano tutaj żadnego konfliktu w ciągu dekad. Dopiero co ciekawe Joe Biden chciał uspokoić sytuację, przylatując do Izraela i namawiając do tego aby oni nie powtarzali błędów jakie oni popełnili po 11 września. I obecnie także zachowały się takie środowiska, również w otoczeniu Trumpa, które były przeciwko angażowaniu się Stanów Zjednoczonych w konflikt z Iranem. I pomimo, że wygrała grupa jastrzębi, to jednak przeciwnicy angażowania się Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie mają coraz więcej do powiedzenia w Waszyngtonie.
8 bilionów dolarów na wojny
Głównym argumentem przeciwko wojnom z udziałem Amerykanów jest argument finansowy. Same wojny na Bliskim Wschodzie kosztowały Stany Zjednoczone 8 tysięcy miliardów dolarów. Do tego wojny, gniew, zapamiętanie, niechęć do używania środków politycznych zachwiały globalną pozycją Stanów Zjednoczonych. „Wojna z terroryzmem” spowodowała, że więcej się ich rodziło niż umierało. Przez to rozumiejąca to Europa także czuje zagrożenie nie tylko ze Wschodu ale i z Południa, z Bliskiego Wschodu. Zagrożenia dla Europy mają cztery punkty. Chaos i niestabilność w sąsiedztwie oznacza brak współpracy gospodarczej oraz korzyści. Istnieje także zagrożenie terroryzmem. Wynika on z warunków, w których terroryści żyją oraz jest narzędziem w polityce globalnych oraz regionalnych graczy. Na to nakładają się także zagrożenia migracyjne. Bieda, chaos, nierozwiązywane problemy przekładają się na miliony uchodźców. W końcu Europa ma wartości, które Izrael łamie w Gazie, a Europa się przygląda i milczy. My żyjemy z syndromem holokaustu, a oni wierzą, ze z boskiego nadania należy się cała Palestyna Izraelowi.
Wypędzić Palestyńczyków
Pan ambasador mówi, że gdyby Izrael ze swoją polityką wypędzania Palestyńczyków z Gazy i Zachodniego Brzegu miał należeć do Unii Europejskiej to byłby obłożony sankcjami bądź wykluczony z grona. Gdyż wprost nazywa on poglądami faszystowskimi te, które wyznają członkowie izraelskiego rządu. Niestety rozwiązanie w postaci dwóch państw, które by załagodziło konflikt nie pasuje zarówno administracji Trumpa jak i Izraelowi. I na zasadzie wzajemności czyli szanowania interesów Izraela, to Europa może się doczekać tego, że ostatecznie Palestyńczycy mogą wylądować w Europie. A przecież wcześniej solidarność z Izraelem doprowadziła do posiadania dzisiaj 90 głowic nuklearnych przez to państwo. Porozumienie abrahamowe mogło znormalizować stosunki między Izraelem, a Arabią Saudyjską. Oni czy Emiraty Arabskie miały o wiele wcześniej Pegasusa niż Polska. Tak samo jak współpracują od lat wywiady tych krajów. Ale o normalizacji stosunków z Izraelem nie ma mowy, gdyż książę Mohammed bin Salman dba o siebie jeśli 96 proc. obywateli jego kraju ma określony stosunek do sprawy palestyńskiej. Jednak nadal trwa choćby handel bronią z Marokiem, Bahrajnem czy Emiratami. Ale i arabskie inwestycje w Izraelu. Do tego Saudyjczycy przekazali na fundusz inwestycyjny zięcia Trumpa Kuschnera 2 mld dol. aby wydał na start-upy w Izraelu.
Biznes as usual po trumpowsku
I dlatego właśnie Trump rozmawiał na Bliskim Wschodzie biznesowo, gdyż wpływa to na politykę. Tutaj ambasador przypomina sytuację, że w 1985 roku Arabia Saudyjska odeszła od limitów produkcyjnych OPEC, co dało spadek cen ropy oraz gazu o 50 proc. Gdyby nie to posunięcie to ZSRR by nie upadło i Polska wcześniej nie odzyskałaby niepodległości. Na sugestię Roberta Walenciaka, że na ten region działają siły destrukcji oraz budowy ambasador odpowiada, cytując średniowiecznego filozofa perskiego, że dla narodu 100 lat tyranii, jest lepsze niż rok chaosu. I patrząc na Irak to można dostrzec w tym racjonalność, a do tego podobnie próbuje się to implementować Irańczykom, zapewniając o wolności jeśli obalą oni Chemeneigo. A tutaj powtarza się historia, gdyż także w 1989 roku premierem Izraela był Netanjahu, który wtedy namawiał do obalenia Husseina. Obecnie sytuacja wygląda tak, że Zachód oraz Izrael uznały, że dobrze jeśli będzie on otoczony słabymi państwami, które nie zagrażają i można je rozgrywać. Alternatywą mógłby być regionalny pakt bezpieczeństwa gdzie państwa dogadują się z Amerykanami. Jednak pozostanie wtedy sprawa palestyńska, natomiast aspekty religijne oraz narodowe będą powodowały cały czas ropienie niezagojonej rany. Jest jednak świadomość realiów w Izraelu że tak nie musi być ze względu na strefę stabilizacji jak Arabia Saudyjska oraz monarchie Zatoki. Dla Trumpa to region ważniejszy niż Europa.
Arabia Saudyjska kluczem na bliskowschodniej szachownicy
Konkluzja w wywiadzie jest taka, że bez woli i milczącej zgody Arabii Saudyjskiej nic dobrego się nie zdarzy w regionie i dlatego Arabia Saudyjska prowadzi konstruktywną politykę. A do tego za kadencji obecnego księcia akcentuje ona swoje interesy. I Saudyjczycy powiedzieli wprost, że mają swój uran, który chcą u siebie wzbogacać, współpracując ze Stanami Zjednoczonymi. „Nie chcemy wywozić rudy do Ameryki, żebyście ją przetwarzali i sprzedawali nam dziesięciokrotnie drożej”. Sami wolą wyprodukować i wyeksportować. Chiny natomiast proponują, że program zrealizują bez żadnych warunków. Chińczycy umiejętnie stosują soft power, nie przeszkadzając Stanom Zjednoczonym. Nie chcą naruszać dominującej pozycji USA w regionie, natomiast w sprawach gospodarczych oraz technologicznych wierzą w wolny rynek.
Słabsza Rosja
Rosja natomiast zdaniem ambasadora słabnie, a oznaką tego jest utrata wpływów w Syrii. Ale ma siłę przyciągania i żywi się błędami Zachodu. A do tego jest odskocznią dla państw aby nie dominowała tam wyłącznie Ameryka. Ale i dla samej Arabii Saudyjskiej świat nie jest jednobiegunowy. Gdyż to oznacza przy zmieniających się warunkach wskoczenie do wyższej ligi. Ambicje mają także do tego Turcja oraz Iran. Mógłby być także Egipt ale trapią go problemy społeczno-gospodarcze. Jednak końcowa konstatacja ambasadora jest taka, że na Bliskim Wschodzie mieszkają tacy sami ludzie jak wszędzie i istnieje konieczność dogadania się Izraela i Palestyny, gdyż przykłady z historii Niemiec czy Japonii pokazały że używanie jedynie siły nie jest słuszne, a mówienie o tym, że sytuacja na Bliskim Wschodzie to nie nasz problem jest niesłuszne gdyż problemy te przyjdą także do nas.