Demokracja codziennie objawia swoje sprzeczności w różnych regionach świata. Dopiero co dowiedziano się, że w Polsce władze kraju zgadzają się, nie pytając zupełnie o zgodę obywateli na to, aby spłacać długi Ukrainy, pomimo ogromnego deficytu budżetowego państwa, nie mówiąc już o ogromnym zadłużeniu kraju. W Bułgarii natomiast ogłoszono, że kraj ten ma wejść do strefy euro. Waluta ta ma zastąpić bułgarskiego lewa 1 stycznia 2026 roku. „Sprawozdania konwergencji Komisji Europejskiej (KE) i Europejskiego Banku Centralnego (EBC) opublikowane 4 czerwca stwierdzają, że Bułgaria spełnia kryteria i jest gotowa przyjąć euro”. Sam kraj miałby spełniać 3 z 4 kryteriów dotyczących tego aby móc przejść na nową walutę. Z tymże i to ponoć miało zostać już pokonane, gdyż także wysoka inflacja stała się czymś nieaktualnym. Ogólnie aby móc ubiegać się o przyjęcie do tego walutowego „euroraju” należy spełnić następujące warunki: „stabilność cen mierzoną zharmonizowaną inflacją cen konsumpcyjnych; finanse publiczne mierzone deficytem budżetowym i długiem publicznym; trwałość konwergencji mierzoną długoterminowymi stopami procentowymi; oraz stabilność kursu walutowego poprzez uczestnictwo w Mechanizmie Kursowym (ERM2)”.
Euro jako siła i jedność
Przewodnicząca Komisji Europejskiej, która ukrywa do dzisiaj o czym korespondowała w smsach z szefem Phizera Ursula von Der Leyen stwierdziła sobie, że „euro jest namacalnym symbolem europejskiej siły i jedności”. Jak widać propaganda sukcesu jednak jest z jej ust wypowiada swobodnie pomimo jej kłopotów gdyż zapewniała, że „dzięki euro gospodarka Bułgarii stanie się silniejsza, z większym handlem z partnerami strefy euro, bezpośrednimi inwestycjami zagranicznymi, dostępem do finansów, wysokiej jakości miejscami pracy i realnymi dochodami. A Bułgaria zajmie należne jej miejsce w kształtowaniu decyzji w samym sercu strefy euro”. Główni politycy bułgarscy także nie mieli problemu z tym, że ta waluta niedługo zastąpi ich tradycyjną. Zarówno premier Rossen Zhelyazkov jak i były premier Bojko Borisow to entuzjaści tego pomysłu. Slavi Tifonow, lider partii ITN jest także „za” ale jednak chciałby ogłoszenia referendum. Przeciwko była tylko partia uznawana za prorosyjską. Vuzrazhdane nazywana także skrajnie nacjonalistycznym oraz prawicowym ugrupowaniem zorganizowała z tej okazji protest 4 czerwca pod parlamentem. Natomiast prezydent kraju Roumen Radew dotychczas bezskutecznie zdołał zorganizować referendum w tej sprawie. A czasu zostało coraz mniej gdyż „oczekuje się, że Rada UE podejmie ostateczną decyzję w pierwszej połowie lipca, po konsultacjach z Parlamentem Europejskim i Eurogrupą obecnych członków strefy euro”.
Zignorowane protesty
Demokracja jak widać na tym przykładzie jest tylko kwiatem do kożucha jeśli decyzje w tak kluczowych sprawach dla kraju podejmować mają europejscy urzędnicy nie wybierani przecież w powszechnych wyborach. Z okazji więc tego oraz braku referendum ludzie wyszli na ulice. W Sofii doszło właśnie do wspomnianych protestów, a protestowali tam nie tylko Ci, którzy nazywani się nacjonalistami, będącymi przeciwko eurokolonizacji. Na murach, banerach oraz ulotkach pojawiły się napisy „Bruksela to nie Bułgaria”. Nic jednak dziwnego, że politycy zignorowali głos ludu, gdyż sondaże wyraźnie wskazują na to, że zwyciężyć by mogła opcja „przeciw”, gdyż z przeprowadzonych w maju sondaży wynika że 54,9 proc. obywateli miałoby być za pozostawieniem bułgarskiej lewy. Pomimo zapewnień o stabilności cen oraz gospodarki co należy do stałego zespołu haseł europejskich polityków oraz bułgarskich euroentuzjastów obywatele zignorowani przez klasy rządzące obawiają się właśnie wzrostu cen oraz osłabienia gospodarki, ale także stagnacji wynagrodzeń, utraty kontroli nad własną walutą i polityką monetarną. Szczególnie gdy zwrócimy uwagę na to, że Bułgaria tradycyjnie znajduje się wśród krajów na najniższymi wskaźnikami. Choćby ten informujący o PKB Bułgarii na jednego mieszkańca który wynosi 24 200 euro i jest niższy od średniej unijnej (37 600 euro). Udział Bułgarii w całkowitym PKB UE wynosi natomiast 0,6 proc. Wątpliwym jest, że Bułgarzy podniosą się po tym jak przyjmą walutę, która nie bez powodu może wzbudzać w Bułgarach ogromne obawy o sprawy bytowe. Zapewnienia pani von der Leyen, że kraj należący do Europy trzeciej prędkości zyska na wprowadzeniu euro brzmi mało poważnie, szczególnie z ust osoby, której postawiono zarzuty.