Niedawno wspominane tutaj odwieczne pytanie kto kim merda – czy pies ogonem czy też ogon psem weryfikowane było ostatnio przez jednego z urzędników Trumpa. Stwierdził on, że „izraelski Mossad wykorzystuje dyrektora CIA Johna Ratcliffe’a i generała Michaela Kurillę z CENTCOM USA, aby wpłynąć na Trumpa spreparowanymi informacjami wywiadowczymi na temat irańskiego programu nuklearnego. W Białym Domu dysydenci zostali odizolowani, co przygotowuje grunt pod wojnę o zmianę reżimu, która może kosztować życie Amerykanów”. Dlatego też nazwał on Radcliffe’a „stenografem Mossadu”.
Wpływanie aby zabić Chameneiego
Możliwym jest więc to, że ostatnie pogróżki Trumpa wobec najwyższego przywódcy duchowego Iranu, że wie on doskonale gdzie ukrywa się Chamenei były efektem tego, że „Izraelczycy wykazali się jednostronnym skupieniem na zmianie reżimu, domagając się upoważnienia do zabicia przywódcy Iranu, ajatollaha Alego Chameneiego”. W spotkaniach z Trumpem ten temat był ostatnio cały czas obecny. Temat wzbogacania uranu natomiast określone zostały jako „hiperagresywne ćwiczenia w sianiu strachu”. Do tego rzeczywistym miał być fakt naciskania przez Witkoffa na Trumpa aby kontynuował ścieżkę dyplomatyczną, gdyż zabójstwo Chameneiego przez Izrael całkowicie pogrzebałoby rozmowy.
Nieprzyjemny efekt uległości wobec Mossadu
Dlatego też uzasadnione są obawy, że wejście Stanów Zjednoczonych do wojny oznacza zaatakowanie przez Jednostki Mobilizacji Ludowej baz wojskowych w Iraku oraz Syrii. Tego typu informacje z resztą otrzymali Amerykanie w ostatnim czasie po bombardowaniach przez wojska Trumpa obiektów nuklearnych w tym kraju. I dlatego też odsunięto od spotkań szefową wywiadu Tulsi Gabbart oraz byłego oficera CIA Joe Kenta. Za to jak dowiadujemy się z artykułu „za przekazywanie prezydentowi informacji odpowiada podatny na sugestię dyrektor CIA, szkolony przez Izrael od momentu, gdy po raz pierwszy wszedł do Kongresu”.
AIPAC pociąga za sznurki
Do tego wszystkiego redaktorzy „The Greyzone” potwierdzają wpływ AIPAC na Radcliffe’a. Elliot Brandt z AIPAC w nagranej rozmowie sam otwartym tekstem przyznał, że właśnie szef CIA jest w administracji Trumpa jako koło ratunkowe. A z tego wynika, że Trump pomimo robienia srogich min, ulega sugestiom człowieka, który okazuje się służyć bardziej interesom Izraela niż Stanów Zjednoczonych. „Oprócz Ratcliffe’a, dyrektor generalny AIPAC Elliott Brandt wymienił także Marco Rubio i Mike’a Waltza, dwóch byłych kongresmenów Partii Republikańskiej, których AIPAC wspierał przed ich mianowaniem na kluczowe stanowiska w zakresie bezpieczeństwa narodowego w administracji Trumpa”. Sam Waltz za tajną współpracę z Netanjahu w sprawie ataku na Iran przestał być dyrektorem Rady Bezpieczeństwa Narodowego, ale co z tego jeśli na jego miejsce przyszedł Marco Rubio dostając jak twierdzą autorzy artykułu największą władzę nad stanowiskami od czasu Henry Kissingera. W kwestii Radcliffe’a dodatkowo potwierdzeniem na to, że Izrael zdecydowanie wpływa na decyzje amerykańskiego prezydenta jest opinia „Jewish Daily Forward”, który uznał szefa CIA w 2024 roku za „żydowskiego doradcę Trumpa i członka pro-izraelskiego gabinetu”.
Kto rządzi w Białym Domu?
W powszechnej opinii mówi się, że wszystko w administracji USA zależy od humorów prezydenta, który zaprzecza sam sobie w drugiej decyzji, a do tego ma narcystyczną osobowość. Z tekstu artykułu wynika natomiast to, że Prezydent Stanów Zjednoczonych jest skutecznie otoczony przez Radcliffe’a oraz Michaela Kurillę podczas odpraw w sprawie Iranu. Tak zapewniała szefowa personelu Białego Domu Suzie Wiles. Ta sama która wykluczyła ze spotkań Joe Kenta i Tulsi Gabbart. Inne przesłanki także pozwalają na zadanie zasadnego pytanie kto tak naprawdę rządzi w Białym Domu, jeśli Radcliffe zupełnie bezkrytycznie słucha sobie dyktand Mossadu, a później przekazuje to Trumpowi, natomiast Michaela Kurillę nazywa się ulubionym generałem Izraela. Ten wpływ otoczenia na Trumpa może być właśnie głównym powodem jego wściekłości na Tulsi Gabbart będącej zdecydowanie przeciwko eskalowaniu sytuacji w Iranie i ostrzegającej przed powtórką Hiroshimy. Innym adwersarzem rozpoczynania wojny z Iranem był Steve Bannon, który stwierdził że Trump postanowił wypowiedzieć wojnę w imieniu Izraela. A dopełnieniem wpływu na Trumpa jest całodobowa propaganda antyirańska w telewizji Fox News. Jak więc widać sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana, a decyzje prezydenta Stanów Zjednoczonych nie są podejmowane w afekcie, z powodu „syndromu lewej nóżki” Trumpa, ale w wyniku zakulisowego lobbingu Izraela, który zachowuje niezwykle silne wpływy, a teza o „żydowskim lobby” nie jest ani trochę przesadzona.