Jeffrey Sachs stał się w ostatnich latach hamulcowym w kwestii agresywnych zamiarów frakcji „jastrzębi” w Białym Domu ale także krytykuje od dawna rozwiązania, które sam jeszcze w latach 80-tych proponował najpierw Boliwii, a później także Polsce. Ostrzegał, że stawianie na amerykański egoizm może w przypadku podżegania do wojny oraz nierozważnych ruchów doprowadzić do wybuchu III Wojny Światowej, będąc przekonanym, że na tylnych siedzeniach w administracji poprzedniego prezydenta siedzą szaleńcy gotowi to uczynić. Zarzucił im wręcz „umysłową ślepotę”. Z drugiej strony poddaje w wątpliwość sens poczucia misji oraz wyższości Ameryki w kwestiach ekonomii oraz poczucia tego, że może ona starymi, drastycznymi metodami próbować cały czas podtrzymywać przywództwo w świecie jeśli idzie o handel i zyski. Tym czasem na co wskazuje amerykański ekonomista stare metody udowadniają, że amerykańscy politycy chcą grać na starych zasadach, które są przesłanką do tego, żeby wyciągnąć wnioski, że takie metody zamiast przynieść Ameryce korzyści powodują odwrotne od zamierzonych skutki.
Groźba gorącego konfliktu
Tak samo Sachs uważa gdy mówimy o ciągłym demonizowaniu przez Stany Zjednoczone swojego głównego rywala z Azji. „Jak ostrzegał starszy amerykański ekonomista, dominujący w Waszyngtonie pogląd, że Chiny stanowią zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych, jest błędem, który może mieć niebezpieczne konsekwencje. Jeśli to błędne podejście nie zostanie sprawdzone, istnieje ryzyko, że stanie się samospełniającą się przepowiednią konfliktu między dwiema największymi gospodarkami świata”. I ten właśnie pretekst, który był istotny dla usprawiedliwiania nakładania ceł tak naprawdę za cel miał zdaniem zaszkodzenie Chinom. Zarzucił on tak jak wcześniej dyplomacja chińska ciasne myślenie władz amerykańskich, które zostały w czasach zimnej wojny. Identycznie wtedy myślano o Związku Radzieckim będącym również przeciwnikiem, którego należy powstrzymywać. Natomiast brutalne stosowanie taryf wobec innych krajów ma powodować podporządkowywanie się Stanom Zjednoczonym. Wspomniana wyżej dyplomacja chińska ustami Lin Jian, rzecznika ministerstwa spraw zagranicznych Chin oznajmiła, „aby władze USA nie stosowały logiki hegemonicznej wobec Chin i nie budowały stosunków chińsko-amerykańskich kierując się przestarzałym myśleniem z czasów zimnej wojny”.
Słabnąca rola Ameryki
Do tego Sachs próbuje uświadamiać amerykańskich polityków, że „rynek amerykański nie ma już tak strategicznego znaczenia dla chińskiego eksportu jak kiedyś, co zmniejsza siłę nacisku, jaką Waszyngton uważa, że ma na Pekin”. Chińczycy natomiast na próby ograniczenia taryfami bezpośredniego eksportu ze swojego kraju przenieśli swoje firmy za granicę. A próby ograniczenie rozwoju technologicznego spowodowały wzmocnienie się Chin w tej dziedzinie i przyspieszenie postępu. A o niepodważalnej przewadze Chin w tej dziedzinie Sachs uświadamia podając przykład DeepSeek. Sachs konkluduje, że „gospodarki wschodzące i rozwijające się będą nadal rosły szybciej niż kraje o wysokich dochodach. Różnica się zmniejszy. Będziemy w świecie wielobiegunowym, a będzie to świat, w którym korzyści płynące z technologii będą dzielone znacznie bardziej równo niż w XIX i XX wieku”. A dążenie do ciągłego prymatu przez administrację Trumpa uznał za bardzo nierozsądny cel. Skutki „America first” jak wykazał mają być regresywne jeśli idzie o wzrost gospodarczy Ameryki w tym roku, natomiast apelował aby uznać fakt, że wzrost Chin jest nie tylko dobry dla Ameryki ale i dla świata.
Nie pierwsze ostrzeżenia Sachsa
Krytyczny wobec zarozumialstwa Ameryki ekonomista także w poprzednim roku ostrzegał przed taką polityką administrację Joe Bidena. Twierdził wtedy, że „amerykańskie próby powstrzymania Chin nie powiodą się. Po pierwsze, zauważył, że Chiny są członkiem BRICS, grupy, która staje się alternatywą dla G7”. A wszystko to w kontekście nakładania wtedy ceł także przez Bidena na pojazdy elektryczne oraz panele słoneczne. „Stany Zjednoczone zakazały także sprzedaży niektórych zaawansowanych półprzewodników do Chin, co zmusiło te ostatnie do uruchomienia funduszu na chipy o wartości 47 miliardów dolarów”. Także wtedy uświadamiał on poprzednią ekipę z Białego Domu, że „Stany Zjednoczone powinny być zadowolone ze wzrostu gospodarczego Chin, który wyprowadził miliony ludzi z biedy. W ciągu ostatnich kilku lat PKB kraju na mieszkańca wzrósł do ponad 13 000 dolarów z niecałych 300 dolarów w latach 70”. Do tego zalecał aby Jego kraj zmienił „swoją politykę, zaprzestając udziału w zagranicznych wojnach. Twierdzi, że wojny te nie przyniosły korzyści Stanom Zjednoczonym i że pozostawiły je w głębokim długach. Dziś rząd ma ponad 34,6 biliona dolarów długu publicznego”. Jak widać zarówno do tego aby nauka nie poszła w las oraz głębszej refleksji jest cały czas daleko, a ego przywódcy oraz całego sztabu doradców cały czas stojących na straży misji, posłannictwa wobec „wolnego świata” leci w kierunku Marsa, który to miałby być eksplorowany przez przyszłych bilionerów, którzy być może także będą zmuszeni zrewidować swoje plany i poglądy jeśli się okaże że są one równie skuteczne co taryfy, cła, pogróżki oraz bombardowania Jemenu, które charakteryzują nową/starą administrację Trumpa.