Coraz bardziej widoczny staje się kryzys w Niemczech oraz to, że próbuje się kompensować sobie go przestawianiem się na wojenny keynesizm. Badania przeprowadzone przez Europejskie Centrum Badań Gospodarczych i niemiecką firmę pożyczkową Creditrefor, w 2024 roku w Niemczech zamknięta rekordową liczbę firm od czasu globalnego kryzysu gospdarczego w 2011 roku. Upadłość ogłosiło bowiem 22,4 tys. przedsiębiorstw. Działalności zaprzestało łącznie 196,1 tys. firm. W ujęciu roku liczba ta wzrosła o 16 procent. I dotyczy to wszystkich sektorów niemieckiej gospodarki. Stałym problemem w firmach przemysłowych są wysokie koszty produkcji energii elektrycznej. W branżach, które zużywają dużo energii zamknięto 1050 firm, co ma stanowić 26 proc. wzrostu w porównaniu z 2023 rokiem.
Rekordy od niepamiętnych czasów
Sam przemysł chemiczny oraz farmaceutyczny przeżywa także ogromny kryzys. Zamknięcie 360 firm, oznacza że jest to największa liczba od 20 lat. Od niepamiętnych czasów bite są więc rekordy w kraju. W dziedzinie inżynierii środowiska gdzie wykorzystuje się technologie zamknięto 13,8 tys. firm. Tutaj wzrost jest na poziomie 24 proc. Sektor mieszkaniowy dotyczy opuszczenia firm przez 9,7 tys. podmiotów. W sektorze motoryzacyjnym chociażby jedna na sześć upadłości z wielkich branż dotyczyć miała właśnie branży motoryzacyjnej. A cały trend utrzymuje się trzeci rok, co nakłada się na okres rozpoczęcia drugiej fazy wojny na Ukrainie i podporządkowaniu się trendowi do nakładania sankcji na Rosję, wycofywania się z wymiany handlowej z tym krajem i wreszcie znalezieniem pretekstu do podwyższania cen gazu, mających być wynikiem rzekomej inflacji, którą złośliwie spowodować miał Putin, stosujący „szantaż gazowy”. Podczas gdy można przecież dostrzec, że wynika to z samobójczych zagrywek europejskich polityków. Do tego mówi się o problemie demograficznym mającym powodować, ze coraz więcej właścicieli firm osiąga wiek emerytalny i nie znajduje następców.
Nieciekawe prognozy
W czarnych barwach rysują się prognozy na obecny rok. „Eksperci przewidują dalszy wzrost liczby upadłości, który może sięgnąć poziomów z okresu globalnego kryzysu finansowego, kiedy w latach 2009-2010 bankructwo ogłosiło ponad 32 000 firm w Niemczech”. Oprócz więc problemów demograficznych oraz wysokich kosztów energii i pracy, głównymi przyczynami tego stanu rzeczy są „zastój innowacyjny i malejąca siła innowacyjna gospodarki; kryzysy z ostatnich lat, takie jak pandemia COVID-19, inflacja” oraz wspomniane także wcześniej globalne napięcia geopolityczne. Niewypłacalność firm wynosiła 56 mld euro co stanowi prawie dwukrotność kwoty która obejmowała całość rok wcześniej. Do tego dochodzi wzrost zwolnień z likwidowanych zakładów, który objął 320 tys. ludzi wobec 205 tys. w roku 2023.
Brak łatwych rozwiązań
Problemem staje się to, że ciężko znaleźć jest receptę nawet w takim kraju jak Niemcy no całą obecną sytuację, która pokazuje że mitem jest określanie Niemiec jako kraju bogatego, w którym zawsze panuje porządek, podczas gdy przypomina to raczej kraj pełen chaosu i ubożenia społeczeństwa. „Planowane przez rząd środki, takie jak obniżenie kosztów energii, mogą złagodzić sytuację, ale nie rozwiążą głębokich problemów strukturalnych. Jak twierdzi Patrik-Ludwig Hantzsch, niemiecka gospodarka staje się coraz mniej konkurencyjna na arenie międzynarodowej, a jej zdolność do radzenia sobie z kryzysami jest ograniczona. Obecne działania rządu mogą okazać się zbyt mało skuteczne, aby zatrzymać dalszą falę bankructw”. Kryzys przywództwa w całej Europie jak widać zbiera swoje żniwo, a zakrywanie tego faktu przestawianiem się na wojenną gospodarkę nie załatwi problemu także tego kraju.