Poruszenie wywołało wśród pracowników mediów to co powiedział Putin podczas 4,5 godzinnej „bezpośredniej linii” (a swoją drogą to kto jeszcze ze znanych prezydentów na świecie organizuje, czy to konferencję dla dziennikarzy z całego świata, czy to tak długą rozmowę z chętnymi). Okazuje się, że ponoć Putin prowadzi wojnę z nudów, bo bez niej wszystko jest spokojne, stabilne, a wojna jest „ruchem”. Niemoralną propozycją Putina było to, że zaproponował bardziej w kontekście ironicznym aby zrobić pojedynek high-tech polegający na wyznaczeniu celu w Kijowie, wyciągnięciu tam całej swojej obrony powietrznej oraz zobaczeniu co się tam stanie gdy Rosja uderzy Oresznikiem. Ci co bardziej wrażliwi wzięli to za odrażającą wypowiedź, a przecież Putin sugerował tylko, że pomimo megalomańskich zapewnień Zachodu, że ma najlepsze uzbrojenie na świecie to w tym przypadku obrona okazałaby się bezradna co ostatnio przecież uderzenie Oresznikiem w pełni obnażyło.
Najpierw wybory, później rozmowy
Najistotniejszą chyba kwestią, była jednak wypowiedź, która też co dla bardziej emocyjkowatych okazała się niemoralną, a dotycząca prezydenta Żełeńskiego, a w zasadzie kogoś kto był prezydentem i nim się nazywa tylko samozwańczo. Dlaczego? Putin bowiem oznajmił, że będą z nim rozmawiać, jeśli wystartuje on w wyborach i zyska legitymizację. A porozumienia pokojowe podpisze Rosja w związku z tym tylko z prawowitym przywódcą Ukrainy. Wielu Polaków powiedziałoby, że to rosyjska propaganda nie zdając sobie sprawy, że kadencja Żełeńskiego już dawno minęła i wykorzystuje on tylko fakt, że na Ukrainie obowiązuje stan wojenny, co i tak nie uprawnia go do zasiadania na stanowisku prezydenta Ukrainy.
Nie pierwszy precedens
W ciągu ponad 10 lat od nielegalnego przewrotu na Ukrainie, to już drugi taki przypadek gdy de facto w nielegalny sposób sprawuje się władzę w tym kraju. Jak pisze w książce „Tragedia Ukrainy. Od malezyjskiego boeinga do wojny” Kees Van Der Pijl Nowe władze były antykonstytucyjne z kilku powodów. Janukowycz nie opuścił jeszcze kraju i nie zadeklarował w oficjalnym wystąpieniu swojej rezygnacji. Konstytucyjny wymóg dla impeachmentu – większość licząca 3/4 spośród wszystkich deputowanych, również nie został spełniony. To naturalnie stronnikom nowych, nielegalnych władz nie przeszkadzało i wygodnym było odwracać głowę. Podobnie jest z „prezydentem” Wołodymyrem Żełeńskim, którego kadencja upłynęła 20 maja 2024 roku. Zdaniem The Economist trwają i tak przygotowania do wyborów które miałyby się odbyć w maju przyszłego roku i zdaniem tego tygodnika Żełeński miałby przegrać te wybory, a głównym kandydatem do zwycięstwa miałby być Walery Załużny.
Możemy mu zaproponować azyl
Żełeński może więc w przyszłym roku walczyć o swoją przyszłość, szczególnie że wedle Amerykańskiego Narodowego Instytutu Demokratycznego Jego poparcie spadło z 80 proc. 2023 roku do zaledwie 45 proc. Może nie wystarczyć deklaracja Żełeńskiego, który wprost oznajmił niedawno, że swój byt polityczny warunkuje przekazaniem zagranicznym firmom wszystkich dóbr znajdujących się pod ziemią, co przecież też było celem nie tylko Amerykanów ale i Unii Europejskiej, a co czym też pisał Kees Van Der Pejl, twierdząc że Nie ma wątpliwości, że UE zamierzała przekształcić ukraińską gospodarkę w bazę nieprzetworzonych surowców. O to między innymi toczy się także bitwa na Ukrainie, a co pokazały ostatnie wydarzenia gdy Rosja zajęła Pokrowsk, który jest bogaty w ogromne złoża litu. Dlatego też ostatnia ciekawa, „niemoralna” wypowiedź Putina dotyczyła właśnie tego, że Żełeński będzie brany pod uwagę przez tych, którym interesom służy, ale jeśli wyskoczy jak pajacyk z pudełka, Rosja może mu zaoferować azyl. Zaiste ciekawy mógłby być zestaw azylantów na Ukrainie. Z jednej strony Janukowycz, a drugiej strony Żełeński. Czy też zamieszkałby nad Donem?