Kiedy 3 lata temu prof. Gracjan Cimek pisał artykuł na temat orkiestry nowej melodii jako odpowiedzi na syreni śpiew dużo osób nie wierzyło, że 24 lutego stanie się to co zaskoczyło różnych znanych analityków. Rosja zajęła szybko część terenów Ukrainy, uznając później cztery regiony Ukrainy za obszary terytorium Federacji Rosyjskiej. Co ciekawe wojna będąca próbą Zachodu do tego aby można było utrzymać starą melodię mogła bardzo szybko się zakończyć, oszczędzając zniszczenie ogromnych terenów kraju i co najważniejsze zapobiegając śmierci co najmniej setek tysięcy ludzi po obydwu stronach konfliktu. Do tego gdyby utrzymano warunki umowy ze Stambułu to tereny włączone obecnie do terytorium rosyjskiego pozostałyby na pewnych warunkach w granicach Ukrainy. Jednakże powszechnie znanym faktem jest, ówczesny premier Boris Johnson wysadził w powietrze całą umowę i nakazał Ukraińcom walczyć, szczególnie po tym gdy Rosja postanowiła wycofać się spod Kijowa. Potem było już tylko gorzej, a w Polsce stworzono atmosferę, w której piętnowano każdego kto sprzeciwiał się eskalowaniu konfliktu i nazywano słynnym pojęciem „ruska onuca”.
Syreni śpiew zamieniony w starą śpiewkę
Po ponad 1000 dniach od rozpoczęcia tzw. Specjalnej Operacji Wojskowej, będącej de facto wojną nadal widzimy że pewne stronnictwa polityczne, szczególnie w Europie zatrzymały się na poziomie słuchania w kółko jednego wykonawcy, śpiewającego nieaktualną piosenkę, a do tego z racji wieku i modyfikacji głosu wspierającego się chórkami i playbackiem. Nie nauczone niczego elity europejskie przyjęły 16 pakiet sankcji na Rosję, pomimo że to Europa najbardziej cierpi na ich wprowadzeniu, ponosząc coraz większe koszty życia obywateli oraz funkcjonowania firm. Słychać jednak coraz większe głosy oburzenia choćby w Niemczech, że należy wrócić do kupowania tanich surowców z Rosji czyli gazu i ropy, a przecież Orban czy Fico biorą sprawy w swoje ręce i będąc świadomymi ponoszonych kosztów cały czas trzymają się rosyjskich źródeł. Do Żełeńskiego tego dnia przyjechali włodarze takich państw jak Litwa, Łotwa, Estonia i Kanada, a więc kraj skompromitowanego Justina Trudeau. Do tego przecież Francja i Wielka Brytania proponują cały czas wysyłanie swoich wojsk na Ukrainę, próbując wciągnąć w to Polskę. Tu co ciekawe premier Tusk już dwukrotnie odmówił. Politycy mniejszego płazu jak Anna Maria Żukowska w sporze z posłem Stanisławem Tyszką nie widzącym sensu wysyłania naszych wojsk pokazuje swój entuzjazm, spekulując czy w przypadku uruchomienia słynnego artykułu 5 też mamy pozostać w swoich bazach? Małżonek dziennikarki, będącej członkinią neokonserwatywnych środowisk, a piastujący stanowisko Ministra Sprawa Zagranicznych Radosław Sikorski mówi dla CNN, że „Ukraina jest w stanie bronić się sama z europejskim wsparciem do końca roku i Władimir Putin musi to wziąć pod uwagę„. A przecież ten sam człowiek, po wysadzeniu Nord Stream 2 dziękował za to Amerykanom, którzy wcześniej sami deklarowali że to zrobią i czym prawdopodobnie złamali Olafa Scholza, zmuszonego do słuchania tej samej, starej śpiewki i w jej rytm postępowania. Sam Żełeński natomiast oświadcza, że zrezygnuje ze stanowiska prezydenta jeśli Ukraina przystąpi do NATO, a przecież to tylko ma być pokazaniem, że Żełeński nadal chce wykrwawiać Ukrainę. Kandydatka na prezydenta Polski Magdalena Biejat, na swoim profilu na Facebooku opowiada o swojej wizycie w Kijowie i oświadcza, ze „Ukraina się nie poddaje i jest gotowa walczyć tak długo, jak będzie to konieczne”.
Jak to skończyć gdy wojna do dobro i pokój to zło?
Tym czasem coraz bardziej do głosu dochodzą Ci, którzy mówią „gra skończona”. Prezydent Trump wywołuje zrozumiałą, nerwową reakcję w Europie zapowiadając, że wstrzyma dostawy na Ukrainę, a zajmie się tym, aby odzyskać pieniądze które zainwestowali w ten kraj, a można to Jego zdaniem zrobić eksploatując go ze wszystkiego co ma pod ziemią. Polsce pozostaje więc szczekanie Sikorskiego w Ameryce, bądź 10-minutowa rozmowa Dudy z Trumpem będąca błaganiem abyśmy znowu nie zostali osamotnieni. A przecież sam Trump uważa, że Żełeński jest dla niego największą przeszkodą w osiągnięciu pokoju, co jest zrozumiałe. Do tego mówi się, że 9 maja na Paradzie Zwycięstwa w Moskwie mogą pojawić się obok Putina przywódcy Chin oraz Ameryki. A ciężko wyobrazić sobie minę wszystkich wielbicieli starej śpiewki jak do tego grona dołączyłby przywódca Indii. „Financial Times” donosi do tego, że Amerykanie mają zamiar blokować razem z Chinami oraz Rosją wszelkie rezolucje popierające Ukrainę w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Na dodatek na prośbę Putina i Erdogana: Trump zamyka bazę NATO w Aleksandropolis w Grecji, która odgrywa kluczową rolę w dostawach broni na Ukrainę. Kontekst starej śpiewki został trochę zmieniony z orwellowskiego „wojna to pokój” na „wojna to dobro, a pokój do zło”. W najnowszej wypowiedzi premier Danii oświadczył, że „Pokój jest bardziej niebezpieczny niż wojna. Ukraina lepiej zrobi, jeśli będzie walczyć„. Jeszcze chwilę wcześniej goszczono w Danii jednego z członków Azova i oklaskiwano go widocznie nie mając problemu z tym jakie miał na sobie naszywki, a przecież tradycje kolaboracji z hitlerowskimi Niemcami Dania ma bogatą, więc można wywnioskować, że nie musi to powodować tam zbyt dużego dysonansu poznawczego. Tymczasem wygląda na to, że prezydent USA być może rzeczywiście w swoim bezpośrednim stylu rzuca starym magnetofonem o podłogę i woli wsłuchiwać się w nową melodię, bo jakby może ktoś nie zauważył to w ostateczności o tym czy na Ukrainie będzie pokój może zadecydować Trump na spółkę z krajami BRICS, a zmarginalizowanej Europie pozostanie biblijny „płacz i zgrzytanie zębów”, pomimo że właśnie zadeklarowała ona kolejny pakiet pomocy ze strony Wielkiej Brytanii, Unii Europejskiej, Kanady, Hiszpanii czy Włoch. Może być to jednak przedłużanie agonii wojny i oznaczać niepotrzebną śmierć kolejnych ludzi.