Pełne obaw były ukraińskie media gdy Nawrocki przed wyborami próbował w różny sposób sprzeciwiać się uległości wobec Ukrainy, deklarował brak poparcia wobec jej przystąpienia do NATO, a do tego jeszcze twierdził że nigdy nie zgodzi się na wysłanie polski wojsk na Ukrainę. Nie tylko w Niemczech media nazwały go polskim nacjonalistą, ale podobnie było także w mediach ukraińskich. Z gratulacjami po zwycięstwie Nawrockiego pospieszył przywódca Ukrainy Wołodymyr Żełeński, który napisał na platformie X „Gratuluję Karolowi Nawrockiemu wybrania w wyborach prezydenckich. Polska, która chroni siłę swojego narodowego ducha i wiarę w sprawiedliwość, była i pozostaje fundamentem regionalnego i europejskiego bezpieczeństwa oraz silnym głosem w obronie wolności i godności każdego narodu”.
Urojenia o pokoju
Żełeński napisał także, że ma nadzieję na współpracę z naszym krajem oraz samym prezydentem osobiście. Natomiast wzajemne wzmacnianie się na kontynencie dawać ma Europie siłę w globalnej konkurencji. Do tego jeszcze Żełeński napisał swoje rojenia o przywracaniu pokoju. Co przecież jest iluzją i na obecnym etapie czymś niewykonalnym, patrząc na to, że dopiero co zaatakowano lotniska w Rosji z bombowcami mogącymi przenosić ładunki nuklearne, a świeżą sprawą jest atak na most krymski co dodatkowo stawia przed napiętą sytuacją świeżo wybranego prezydenta Polski, zanim jeszcze został on zaprzysiężony.
Nawrocki antyrosyjski
Zaraz po wyborze Nawrockiego pojawiły się także rojenia dotyczące naszego rzekomego wepchnięcia Polski pod wpływy Rosji, zupełnie nieuzasadnione. Znany z bardzo mocnych urojeń i obsesji portal „Wieści24” twierdzi piórem Karoliny Gorczyckiej, że „Władimir Putin nie porzucił marzeń o odbudowie rosyjskiego imperium. Dziś nie robi tego jednak czołgami pod Berlinem, ale wpływami, agenturą i rozgrywkami politycznymi w krajach sąsiadujących z Ukrainą. Polska, Słowacja, Węgry i Rumunia – to nieprzypadkowe punkty na mapie. To elementy większego planu: obudowania Rosji strefą podległych, kontrolowanych lub zinfiltrowanych państw. W centrum tej układanki znajduje się Ukraina – cel numer jeden. Ale nie ostatni”. Rzekomo „wzmocniony prezydentem podatnym na wpływy obóz populistyczno-nacjonalistyczny może skutecznie blokować wsparcie dla Ukrainy, rozbijać europejską solidarność i osłabiać NATO od środka”. Choć na razie przecież po pierwsze Nawrocki jest osamotniony, po drugie obecny obóz PiS-owski dawno już zdezaktualizował hasło o „drugim Budapeszcie” gdy się okazało, że Orban zaczął prowadzić niezależną od Brukseli politykę polegającą na realizacji własnych interesów z Federacją Rosyjską. To samo przecież robi Robert Fico. A nowy prezydent Rumunii jest przecież typowym globalistycznym liberałem i po jego wyborze błyskawicznie udało się uchwalić wszystkie ustawy z tejże agendy. PiS do tego był u władzy gdy rozpoczęła się druga faza wojny na Ukrainie i ochoczo wspierał sprzętem oraz pieniędzmi Kijów. Nawrocki zapewnił o tym, że „oczekuje kontynuacji partnerstwa obu krajów, opartego na wzajemnym szacunku i zrozumieniu”. A o tym, że ścigany za niszczenie w Polsce pomników ku czci Armii Czerwonej Karol Nawrocki nie ma nic wspólnego z faktem, że miałby Polskę wepchnąć w orbitę wpływów rosyjskich świadczy także jego wypowiedź skierowana do Żełeńskiego. Powiedział on, że „Polska była najsilniejszym zwolennikiem Ukrainy w walce z rosyjską agresją, żaden inny naród nie rozumie tego zagrożenia lepiej niż my i mam nadzieję, że będziemy nadal współpracować dla dobra wspólnego, aby uregulować niespokojną przeszłość i wspólnie budować bezpieczną przyszłość”. Wprawdzie powiedział także że trzeba rozwiązać problemy z przeszłości ale po wyborach będzie się można przekonać na jak długo starczy mu energii oraz chęci aby sprawić, że Ukraina mocniej udostępni dla nas swoje miejsca pochówku pomordowanych Polaków. A po drugie wątpliwym staje się aby Żełeński miał przeprosić za całe ludobójstwo. Antyrosyjska retoryka Nawrockiego wskazuje, że także nie widać możliwości aby miał się on sprzeciwiać dalszej pomocy Ukrainie, więc pytaniem pozostaje w jaki to sposób Polska miałaby po kilku latach wspierania Ukrainy znaleźć się nagle po wpływami rosyjskimi? To chyba wiedzą tylko redaktorzy wyżej wymienionego portalu.