Buta, megalomania, protekcjonalne podejście czy też chęć zaimponowania swoim misjonarstwem wobec Wschodu to cechy które charakteryzują państwa Zachodu, do którego do usilnie próbuje należeć Polska. Przez ostatnie prawie 30 lat gdy upadł Blok Wschodni cały Blok Zachodni próbuje udowadniać, że to co robią jest słuszne. A więc urządzanie kolorowych rewolucji gdy jakiś rząd im się nie podoba, podburzanie do konfliktów w różnych krajach poprzez finansowanie czy to mediów, czy to różnych organizacji pozarządowych co ostatnio ujawniło nie tylko Wikileaks ale także sam Robert Kennedy Jr podając przykład Ukrainy i przewrotu dokonanego w 2014 roku przy pomocy władz amerykańskich. No ale także Zachód przyznaje sobie moralne prawo aby bądź to wspierać militarnie jedną ze stron pod pretekstem ochrony demokracji i wolności, bądź czasem pomagać w zbrojeniu obydwu stron aby je obydwie osłabić co miało miejsce w konflikcie iracko-irańskim. Oprócz tego naturalnie używając także moralnego uzasadnienia Zachód z Ameryką na czele najeżdżał nie raz inne kraje, powodując śmierć milionów ludzi od końca II Wojny Światowej. Niestety nie obyło się także bez uczestnictwa w tym Polski, która była najbardziej gorliwa w tym aby uczestniczyć w różnych misjach aby przypodobać się Zachodowi i móc do niego należeć.
Każdy kij ma dwa końce
To właśnie poczucie wyższości w strategii Zachodu spowodowało wyobrażenia manii wielkości, szczególnie u Amerykanów. Nie pomagają krytyczne głosy wobec takiej polityki prof. Johna Mearsheimera, Jeffrey’a Sachsa czy Scotta Rittera apelującego o dialog zamiast ciągłej konfrontacji. Ale okazuje się, że takich krytycznych głosów jest więcej. Ekspert ds. geopolityki Brandon Weichert, że w wyniku osłabienia członków NATO mogą oni stanąć w obliczu wielkiej i agresywnej Rosji. Jego zdaniem Zachód nie docenił Rosji na własne ryzyko. Czego przecież dowodem było to, że dość szybko w propagandowej retoryce dawno już stawiano na Rosji krzyżyk, twierdząc że przegrywa, brakuje jej sprzętu, walczy czołgami z czasów głębokiego ZSRR, a wojsko oczywiście ma zdemoralizowane i głodne. A teraz okazuje się, że słuszną może być teza, że Rosji wcale nie zależy na tym aby tak szybko wygrać wojnę, bo przecież wygodnym jest bardzo aby poczekać na dostawy kolejnego sprzętu z Zachodu by móc zniszczyć go i dzięki temu strategicznie osłabiać kraje członkowskie NATO, które dzięki temu będą miały o wiele mniej swoich zasobów militarnych, a i tak nie będą miały ochoty na bezpośrednią konfrontację z wojskami Federacji Rosyjskiej.
Zmiana sił w regionie
To ciągłe sprawianie wrażenia silnego i wiara we własną propagandę sukcesu spowodowała że Rosja mogła sobie po cichu parafrazując Wojciecha Młynarskiego „robić swoje”. I tak według wspomnianego wyżej eksperta kompleks Iskander-1000 jest w stanie skutecznie niszczyć F-16, które właśnie pojawiły się na ukraińskim niebie, co zostało sfilmowane przez mieszkańców. Okazuje się, że ten system jest także w stanie uderzać w cele za liniami NATO i to bezpośrednio z terytorium Rosji. Jeszcze 3 lata temu mówiono że Rosja wyczerpała swoje siły i nie ma już możliwości aby móc stawić czoła NATO, tym czasem przecież oprócz Iskanderów Rosja ma inne systemy, które są niezestrzeliwalne przez systemy obrony rakietowej, co pokazała moc Oresznika. A mówi się o tym, że to nie jest wszystko i Rosja ma jeszcze inne systemy gotowe do zaprezentowania. Zamiast więc strategicznej porażki Rosji w wojnie z NATO, zdaniem Weicherta „Rosja ma system, który zasadniczo zmienia równowagę sił w regionie„.