Szokujący, niemiecki impas „zamieniony”w sukces


Zachód który usilnie próbuje pokazywać w Europie, że jest zjednoczony, solidarny oraz stabilny już od dawna pokazuje, że te wartości stały się swoim zaprzeczeniem. W związku z tym, jednak wypiera ze świadomości tenże fakt, a usilnie próbuje nazywać się „kolektywnym”. Z jednej strony brzmi to komicznie, a dla antykomunistów przywołuje mroczne wspomnienia z czasów uważanych przez nich za „słusznie minione”. Ale jak mówić o zjednoczonym, czy kolektywnym Zachodzie jeśli w Wielkiej Brytanii dosyć często zmieniają się premierzy, we Francji zanotowano ostatnio najkrótszy od czasów rządów De Gaulla rząd, natomiast w Niemczech też wygląda to nie lepiej, a czasy gdy rządy przez wiele sprawowali Kohl, Schroeder czy Merkel także są już coraz bardziej odległą przeszłością. Same więc sprzeczności wewnętrzne poszczególnych państw oraz nakładające się na to sprzeczności w Unii, w której nie ma jedności co nie dziwi w kwestii militaryzacji polityki sprawiają, że jedność Zachodu to oksymoron. W najważniejszym państwie Unii Europejskiej, zwanym od zawsz lokomotywą także jak w soczewce widoczne są mocne pęknięcia patrząc na dzisiejsze wybory kanclerza.

Szokująca klęska

Obiecujący mocny wojenny kurs Friedrich Merz poniósł porażkę w głosowaniu za tym, aby to on zastąpił na stanowisku kanclerza Olafa Scholza. „To wprawdzie nie zamyka mu drogi do objęcia tej funkcji – konstytucja umożliwia jeszcze dwa podejścia do wyboru kanclerza – ale ta porażka znacznie osłabia zarówno samego kandydata na szefa niemieckiego rządu, jak i nową koalicję chadecji CDU/CSU i socjaldemokratów SPD – jak informuje portal „Deutsche Welle„. Wielu uważa to za zaskakujące wydarzenia gdyż we wtorek rano Julia Kloeckner chwaliła „dobry nastrój” w parlamencie. Do tego prezydent Frank Walter Steinmeier czekał tylko na wręczenie nominacji. „Jednak krótko po 10.00 Kloeckner ogłosiła: Friedrich Merz „nie został wybrany” na kanclerza Niemiec. W tajnym głosowaniu poparło go 310 spośród 621 głosujących posłów, a 307 było przeciw. Trzech wstrzymało się od głosu”.

Nie ma winnych, wszyscy święci

Ciekawym jest fakt, że głosowanie na wybór kanclerza jest tajne jak informuje „Deutsche Welle” i nie można wskazać kto zagłosował przeciwko kandydaturze Merza. Stwarza to sytuację przypominającą refren piosenki zespołu TSA, w którym lider i wokalista śpiewa znamienne słowa: „Nie ma winnych, wszyscy święci”. Przykład kolektywnego Zachodu oraz jego lider w Europie czyli Niemcy okazują się wewnętrznie rozbite, a do tego nie wiadomo gdzie leży źródło tego rozbicia powodującego dalszy impas. Politycy SPD zapewniają, że tego typu sabotaż nie mógł wyjść z ich strony, natomiast „szef CSU i premier Bawarii Markus Soeder przekonywał w Monachium, że wszystko jest jeszcze do naprawienia i do rozwiązania. Ważne jest, aby zachować rozsądek i spokój – dodał, apelując do posłów koalicji o zaniechanie sporów i wzajemnego obwiniania się”. Zaczął także straszyć powtórką z 1933 roku.

AfD chętna do przejęcia sterów

Alice Weidel ucieszyła się naturalnie z porażki Merza i zaproponowałą aby rozpisać nowe wybory. „Najlepsze dla naszego kraju byłoby dokonać tutaj bezpośredniego cięcia”. Tak oznajmiła dziennikarzom w Berlinie i stwierdziła że jest w stanie przejąć odpowiedzialność za rządzenie w Niemczech. „Także współprzewodniczący AfD Tino Chrupalla ocenił, że lepiej byłoby, aby Merz nie próbował już kandydować na kanclerza w drugim i trzecim podejściu”. Popłoch i niedowierzanie powstały natomiast u Zielonych oraz w Lewicy, którzy obwiniali o wszystko Merza, a Lewica co ciekawe stwierdziła że ponownie na Merza nie zagłosuje. Merz przypomina trochę pewnych siebie polityków PO, którzy potrafili nie raz wyłożyć się na ostatniej prostej w wyborach zarówno prezydenckich jak i parlamentarnych. Okazuje się że Merz także okazał się pyszny, a przegrał z kretesem. Tym bardziej mogą wzrosnąć notowania AfD, szczególnie że „Federalny Urząd Ochrony Konstytucji uznał w zeszłym tygodniu AfD za organizację ekstremistycznie prawicową, co oznacza, że ​​władze mogą zaostrzyć nadzór nad partią”. Natomiast AfD wniosła pozew przeciwko agencji odpowiedzialnej za ochronę konstytucji Niemiec po tym, jak w ubiegły piątek nazwała ona partię „prawicową ekstremistką”. A zapewne wielu niemieckim wyborcom nie podoba się taka próba kneblowania partii mówiącej o realnych zagrożeniach w ich kraju. Co do szans wzmocnienia się AfD mówi także Manfred Guellner, szef instytutu badań opinii Forsa. W jego opinii zaufanie do rządu zostało zachwiane, a sam Merz mógł przegrać przez zbyt konfrontacyjny styl uprawiania polityki. Jak widać Niemcy są „zjednoczone” i równie „kolektywne” jak Zachód i Europa jak dawno nie były. Na razie więc kanclerzem pozostaje Scholz, a koalicja zapowiada drugie podejście z Merzem. Może więc być ciekawie jeśli drugi raz z rzędu jego kandydatura nie przejdzie przez parlament, co może być wysoce prawdopodobne.

Wystarczy zmienić regulamin

Sytuacja ostatecznie stała się tak dynamiczna, że zastosowano fortel aby doprowadzić sprawę do szczęśliwego końca. „Kluby CDU/CSU i SPD w porozumieniu z Zielonymi oraz Lewicą po kilkugodzinnych konsultacjach postanowiły zmienić większością dwóch trzecich regulamin Bundestagu, aby umożliwić przeprowadzenie ponownego głosowania w tym samym dniu”. Pytanie co komu obiecano w Lewicy chociażby, że nagle zmieniła zdanie, bo przecież pierwotnie miano na Merza nie głosować. A nie musi to wcale dziwić gdyż nazwa „lewica” w europejskich partiach nie zazwyczaj żadnego znaczenia, będąc tylko kwiatem do kożucha. A już w sprawach prowojennej polityki jest ona pierwsza w szeregu do boju, więc tu na pewno z propozycjami Merza dyskutować nie będzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Post