Ledwo co skończyło się kolejne Narodowe Święto Węgier, a postanowiono przegłosować w parlamencie ustawę, która mogła nie spodobać się pewnym organizacjom, finansowo wspieranym przez zagraniczne ośrodki. Jest to pokłosie tego, co wygłosił w sobotę premier tego kraju Victor Orban. Skupił się on na wygłoszeniu 12 najważniejszych punktów, które charakteryzowały by politykę tego państwa wobec Brukseli, która zajmuje się ingerencją w politykę państw członkowskich ale także i tych, które członkami nie są ale Unia uważa, że powinni nimi zostać. Jako że Orban od wielu lat konsekwentnie opiera się różnym naciskom Brukseli oraz od 3 lat mówi, że w „konflikcie rosyjsko-ukraińskim Węgry stoją po stronie Węgier” to także tych 12 punktów które ogłosił kilka dni temu nie mogło spodobać się liberalnemu salonowi także z Polski.
Węgry narodowe i niezależne
Słowo „narodowe” w szczególnie w Polsce kojarzy się w negatywny sposób z czymś zbliżonym do gloryfikowania systemów totalitarnych i właśnie często takie analogie próbuje się społeczeństwu nasuwać w związku z asertywną postawą przywódcy węgierskiego narodu. Orban próbuje więc wrócić do koncepcji, która dla wielu wydaje się sprawą ahistoryczną, czyli do Europy narodów. Do tego żądał on równości wobec prawa dla wszystkich państw członkowskich co próbuje się całkowicie znieść, podporządkowując wszystkich decyzjom najsilniejszych oraz przebąkując, że po tym jak zmieniono system głosowania na mniej korzystny dla mniejszych państw należy znieść także prawo weta. Oraz wykluczyć Węgry i Słowację z decydowania o losach Europy jeśli śmią sprzeciwiać się szaleńczej, prowojennej polityce kontynentu. A to wiązało się właśnie z żądaniami w następnych punktach dotyczących przywrócenia przejętych mocy narodom oraz suwerenności narodowej i silnego weta dla krajowych rządów. To co musiało najbardziej uderzyć opozycję i tych którzy próbują ideologicznie odmienić Węgry to był następny punkt dotyczący wykluczenia agentów Sorosa z Komisji oraz usunięcie skorumpowanych lobbystów z Parlamentu. Drugi najważniejszy punkt dotyczył tego aby wnuki na Węgrzech nie były obciążone w przyszłości hipoteką, a dług został skasowany. A to przecież brzmi rewolucyjnie. Do tego Orban mówił, że Gwardia Narodowa co oczywiste ma prawo bronić swoich granic, apelował on o nieprzyjmowanie imigrantów oraz zabranie tych, którzy są nielegalnie. Sprzeciwił się on także aby skorumpowane dolary oraz euro mnie mogły wjeżdżać do państw członkowskich. W końcu domagał się on aby zabronić nienaturalnej reedukacji dzieci. Na koniec żądał chrześcijańskiego dziedzictwa Europy, sprzeciwił się wojnie oraz Ukrainie w Unii Europejskiej. Tak więc można się było spodziewać, że może się to skończyć sprzeciwem, choć jak widać po tym co działo się poprzednio w Serbii to podobną, „gorącą” metodę zastosowano także w parlamencie węgierskim.
Nie dla tęczowych parad
Za skoordynowane działanie można więc uznać głosowanie w parlamencie węgierskim dotyczącym zakazu organizowania parad równości. „Nowelizacja ustawy o zgromadzeniach, zaproponowana przez rządzącą partię Fidesz, skutecznie delegalizuje marsze środowisk LGBTQ+”. Za protesty w parlamencie odpowiadają politycy partii Momentum. Tradycyjnie skończyło się oskarżeniami o bycie człowiekiem Putina. Odtworzono hymn rosyjski, rozrzucono ulotki z Orbanem całującym Putina oraz odpalono race świetlne. Kara za takie uczestnictwo ma wynosić od 6,5 tys. do 200 tys. forintów. Kontrowersją staje się zastosowanie metody rozpoznawania twarzy dotyczącej uczestników oraz organizatorów, co nasuwa złe skojarzenia z eksperymentem, którym można objąć także innych, którzy mieliby robić coś co władza mogłaby zakazać. Niektórzy powiedzieliby że Węgry idą w stronę rozwiązań rosyjskich gdyż „parlament Węgier pracuje również nad szerszymi zmianami w konstytucji, które mają na celu ochronę dzieci. Nowe przepisy zakazują udostępniania osobom poniżej 18. roku życia treści pornograficznych oraz materiałów promujących odstępstwa od tożsamości płciowej, zmianę płci i homoseksualizm”. Ucierpieć mogą więc najbardziej Ci, którzy zajmują się indoktrynacją dzieci w tym kierunku, którzy do tego czerpią z tego korzyści zza granicy. Duży opór zarówno w sejmie jak i na ulicach węgierskich miast wskazuje na to, że wpływy rzeczywiście musiały być duże ale i poziom indoktrynacji wysoki, bo można śmiało postawić tezę, że duża część ludzi przyszła z dobrej woli. Być może zapowiadają się więc z tej okazji duże protesty, ale nie z takimi radził sobie obecny premier Węgier.