Węgry próbują wykorzystać sytuację, która obecnie spowodowała popłoch i zamieszanie wśród europejskich elit gotowych na podkręcenie wojennego kursu i żądają od Unii Europejskiej rozpoczęcia bezpośrednich negocjacji z Rosją. Budapeszt do tego zagroził zawetowaniem każdej decyzji, która byłaby na korzyść Ukrainy, co może zniweczyć próbę wypracowania wspólnego stanowiska dla większości krajów. Do mądrego głosu Węgier dołączył tradycyjnie Robert Fico, który powiedział, że Żełeński nie jest zainteresowany zakończeniem wojny, ponieważ kraj z niej żyje. On także na szczycie w Brukseli chce ponownie rozmawiać o przepuszczeniu przez Ukrainę gazu z Rosji. Zaproponował on aby Unia Europejska wraz z Ukrainą oraz Słowacją przywróciły tranzyt gazy z Rosji, bo wtedy nie widzi Słowacja powodu aby blokować dokument dotyczący ustaleń szczytu. Myśleć o tym powinni jednak także urzędnicy europejscy gdyż „Zapasy gazu w europejskich magazynach wynoszą zaledwie 38,2 proc. – wynika z wyliczeń firmy Gas Infrastructure Europe. W Niemczech i Francji poziom rezerw jest jeszcze niższy, odpowiednio 33,6 proc. i 22,4 proc. Na tle Europy Polska wypada lepiej, z magazynami wypełnionymi w 49,9 proc., choć to wciąż poniżej średniej z ostatnich pięciu lat”. Węgrzy magazyny mają wypełnione tylko w 40 proc. co też budzi zrozumienie dla ich decyzji.
Wykluczyć Węgry i Słowację
Nie pierwszy już raz przykładni Europejczycy, którzy mnóstwo razy mówili o europejskiej solidarności i wartościach twierdzą, że jeśli ktoś nie zgadza się na jakąś politykę mającą bezrefleksyjnie być przyjętą, pomimo tego że dotychczas nie przyniosła żadnych korzyści, a tylko spowodowała masowe zgony po stronie, której rzekomo kontynent pomaga powinien być wykluczony z podejmowania decyzji. Znany propagandowy prof. Radosław Markowski w emocjonalnym oświadczeniu wyraził swoją dezaprobatę wobec Słowacji oraz Węgier mówiąc, że „jeśli są dwaj przedstawiciele piątej kolumny w Europie. Tak ich możemy spokojnie nazwać – Węgry i Słowacja. Należy ich wykluczyć z podejmowania tych decyzji. Naprawdę to są małe, nieznaczące gospodarki, które nie zaważą nad tym co Europejczycy mogą zrobić dla Ukrainy i dla pokoju na tym kontynencie„. Krótko mówiąc – albo się zgadzacie albo wynocha. Pomimo że obowiązuje rzekomo prawo weta. Ale widocznie nie w tym przypadku gdy do przepalenia są setki miliardów euro na „walkę o pokój”. Jak widać prof. socjologii nie interesuje zasada, której uczono na studiach o tym aby oddzielić przedmiot badania od emocji, szczególnie że tutaj od dawna przecież jest on nie naukowcem, a ideologiem sprawy wojennej.
I tak przyjmiemy to co chcemy
Jak się jednak, że „jeśli premierzy Viktor Orban i Robert Fico zablokują wnioski dotyczące wspierania Ukrainy i wzmacniania europejskiej obrony, to dokument przyjmą przywódcy pozostałych państw„. Wnioski zostaną przyjęte większościowo przez pozostałe państwa, które zobowiążą się także do ich realizacji. Pytanie jednakże czy takie większościowe głosowanie jest możliwe, gdyż nie wszędzie można w taki sposób głosować. W każdym razie pokazuje to, że można w sposób protekcjonalny odnosić się do mniejszych państw, które pokazują wyraźnie, że nie zawsze większość postępuje rozważnie, że nie zawsze ma rację, co przecież słowacki premier niemalże przypłacił życiem, a o czym już Ci którzy go oskarżają o przeszkadzanie w „pomocy” Słowacji dawno zapomnieli.