Czyżby niebawem rzeczywiście miało dojść do tego, że Europa zacznie na siebie brać ciężar odpowiedzialności za sprawę ukraińską aby bronić de facto amerykańskich interesów z tym kraju, bo to przecież z Ameryką Ukraina podpisała umowę na dotyczącą wydobycia na tej ziemi minerałów, de facto robiącą z tego kraju kolonię. Oświadczenie Keitha Kellogga, specjalnego wysłannika Donadla Trumpa ds. Ukrainy na antenie Fox News wygląda jak wytyczne dla europejskich partnerów (jeśli tak można ich w ogóle nazwać) czego Ameryka od nich oczekuje w najbliższym czasie. Powiedział on konkretnie, że „USA chciałyby aby Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Polska rozmieściły swoje wojska na zachodniej Ukrainie, na terenach położonych na zachód od Dniepru. Misja miałaby mieć charakter stabilizacyjny i być elementem procesu politycznego prowadzącego do porozumienia pokojowego z Rosją”.
Odstraszanie poza zasięgiem Rosji
Absurdalnie natomiast brzmi wyjaśnienie jaki charakter miałaby mieć taka misja, która polegałaby na tym że umieszczone miały by tam być siły odstraszania, złożone z Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec oraz Polski. Do tego uspokajał, że jako że będą one umieszczone na zachód od Dniepru to mają być poza zasięgiem Rosji. Być może i nie dosięgną ich pociski czołgów oraz karabinów maszynowych, ale przecież Iskandery, Cyrkony czy Oreszniki mają większy zasięg. A do tego wielokrotnie Putin ostrzegał, że tego typu pomysły mogą źle się skończyć dla wojsk NATO na terytorium Ukrainy. A gdyby miało tak się stać, to ziścił by się pomysł Jarosława Kaczyńskiego, który przecież pierwszy z takim pomysłem wystąpił, prawdopodobnie spacyfikowanym wtedy przez Amerykanów nie chcących eskalować konfliktu regionalnego do światowego. Pytanie czy Kellogg nie przejmując się reakcja Putina próbuje nakłaniać do tego typu posunięć Europę czy też ma gwarancję od Putina, że ten pomimo takich pomysłów nie zareaguje.
Problem wyborów oraz akceptacji
Portal „Defence24” zaznacza jednak, że to wcale nie oznacza że polskie wojska pojadą na Ukrainę, gdyż „biorąc pod uwagę krajowy kontekst polityczny i społeczne nastroje, wydaje się to mało prawdopodobne”. Jak jednak ma się to do tego, że wcześniej Sławomir Mentzen informował, że obecnie przed wyborami sprawa wysyłania naszych wojsk jest wyciszana, politycy partii rządzącej jak Donald Tusk oraz Minister Obrony Narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz stanowczo zaprzeczają że planują oni wysyłkę jakichkolwiek wojsk na Ukrainę, a po wyborach wszystko ma się zmienić, gdyż istnieje zdaniem Francuzów ponadpartyjne porozumienie? A przecież dochodzi do tego sprawa dokumentu ujawnionego przez Romana Fritza, który dotyczy w istocie wysyłania wojska polskiego na Ukrainę. Sam poseł Konfederacji opisał to na platformie X w taki sposób: „W ujawnionym (ale wcale nie tajnym) przeze mnie dokumencie stoi jak byk: żołnierze Sil Zbrojnych RP kierowani do realizacji zadań na obszarze Ukrainy (…) w kwaterach głównych, dowództwach i sztabach misji organizacji międzynarodowych i sił wielonarodowych”. Do tego dochodzi kwestia zgody obywateli na wysyłanie żołnierzy z naszego kraju nawet na tzw. misję stabilizacyjną. Jak podaje portal „Rzeczpospolita” wyniki sondażu Opinia24 dla Radia Zet „większość Polaków jest przeciwna wysłaniu polskich żołnierzy w ramach misji pokojowej na Ukrainę po zakończeniu wojny za wschodnią granicą Polski”. Pytanie jakie zadano ankietowanym brzmiało: „Gdyby po zakończeniu walk w Ukrainie kraje zachodnie wysłały do Ukrainy swoich żołnierzy w ramach pokojowej misji stabilizacyjnej, czy Pani/Pana zdaniem polscy żołnierze powinni także wziąć w niej udział?”. Nawet w kwestii wysyłania na „zaledwie” coś takiego jak oficjalnie „misja pokojowa” przeważają opinie „przeciw” wobec „za”. Tych pierwszych było razem 56 proc. w tym 33 proc. zdecydowanie przeciw, a 23 proc. raczej przeciw. Natomiast za wysyłaniem było 31 proc. w tym zaledwie 10 proc. było zdecydowanie za. Skala podatności na propagandę wskazuje na to, że największymi zwolennikami wysyłania takiej „misji” są wyborcy Nowej Lewicy oraz Szymona Hołowni. Być może więc okres powyborczy będzie już konkretnym sprawdzianem czy rząd liczy się w ogóle ze zdaniem wyborców czy też liczyć się będzie to co rozkaże Bruksela, Berlin czy także Waszyngton który z pozycji sękatego kija oczekuje uległości i spełniania ich zachcianek bez bawienia się w zbędną dyplomację. W końcu jest na Ukrainie interes do zrobienia jeśli umowy podpisano. Możemy więc nie uczestniczyć w walkach ale zwyczajnie pełnić rolę razem z innymi wojskami europejskimi „stróżów nocnych” zabezpieczających wydobycie surowców przez amerykańskie firmy.