Wszyscy w wojsku wiedzieli o konflikcie Andrzejczak z Błaszczakiem, ale dzięki parasolowi ochronnemu u Dudy przetrwał prawie dwie kadencje, jak mówi autorce książki anonimowy oficer sił powietrznych. Wszyscy widzieli bowiem różnicę oczytanego Andrzejczaka z perfekcyjnym angielskim oraz typowego urzędnika-wykonawcę czyli właśnie Błaszczaka. Nikt nie widział przy takich różnicach między nimi możliwości porozumienia. Andrzejczak nie spodziewał się awansu co ciekawe, myśląc już o emeryturze. No ale widocznie zasługi jakie miał spowodowały, że w proatlantyckim rządzie jest dla niego miejsce, bo przecież służył pod czas dwóch zmian w Afganistanie, znał się dobrze z Markiem Milleyem oraz Walerijem Załużnym. Andrzejczak był przez Załużnego odznaczony najwyższym ukraińskim odznaczeniem. Tego samego Załużnego, który robił sobie zdjęcia na tle portretu Bandery. Andrzejczak więc znalazł się w „dobrym towarzystwie”.
Audyt wojska
Zasługi, które uznano więc za pozytywne zadecydowały o tym aby Andrzejczak stał się szefem sztabu generalnego. Zrobił on szybko pozytywne wrażenie na Dudzie. Chciał opierać wojsko w sposób amerykański na podoficerach, natomiast szybko się okazało że nie jest w stanie za wiele zrobić. A jeszcze dodatkowym „mankamentem” Andrzejczaka stało się to, że miał odmienną diagnozę wojska od tej, którą miał Błaszczak. Widocznie nie podobało mu się stawianie na cyferki zakłamujące rzeczywistość. Ale jak można nazwać fakt, że konflikt z Błaszczakiem powodował takie sytuacje, że na spotkaniu i ambasador USA w Polsce, którą była ówczesna Georgetta Mosbacher nie było Andrzejczaka, a rozmowa dotyczyła obecności wojsk amerykańskich w Polsce oraz systemów uzbrojenia. I o tym rozmawiał tylko Błaszczak i Jego urzędnicy, którym Andrzejczak nie podawał ręki.
Rozkazy mniej ważne od ministra
Książka oczywiście wychwala zasługi Andrzejczaka ustami oficera wojsk lądowych, jako zasłużonego z tego powodu, że lubił sobie powojować. „Wojna weryfikuje, czy jest on porządnym człowiekiem i zna się na swoim fachu, czy jest leserem”. Tak oto z sentymentem oficer wojsk lądowych wspomina służącego imperialistycznym wojnom amerykańskim polskiego generała. No więc jaka Polska, takich mamy generałów – zasłużonych w wojnach służących innemu krajowi, który przecież później nagle z Afganistanu się ewakuował w pilnym trybie. A do tego jak się okazało Andrzejczak zmienia się zdaniem znających go żołnierzy pod wpływem tego awansu, na działającego wobec innych protekcjonalnie, co jednak i tak na dobre mu nie wychodzi, bo okazuje się że rozkazy Jego anuluje cywil Błaszczak, co też po raz kolejny pokazywało że przyjście Błaszczaka zamiast Macierewicza to było działanie z cyklu „zamienił stryjek siekierkę na kijek”. Ciekawym faktem jest cofnięcie przez Błaszczak rozkazu Andrzejczaka dotyczącego obowiązkowych szczepień wszystkich żołnierzy na covid. A do tego chyba trochę kompleksy wobec swoich odpowiedników wychodziły u niego jeśli mawiano o tym, że po koniec zamykał się z gen. Piotrowskim, gdzie pili drogie alkohole i palili cygara, bo wedle opinii Andrzejczak chciał być jak James Milley. Co później przejął po nim gen. Kukuła robią to samo.