W przestawianiu się na gospodarkę wojenną, Francja wraz z Niemcami zaczyna gorliwie wykazywać się w spełnianiu swoich zapowiedzi. Obydwa kraje chcą pokazać, że trzeba będzie zacisnąć nie tylko pasa ale i zęby aby jeszcze dotkliwiej znosić coraz większe problemy ekonomiczne obydwu krajów, które pomimo że pogrążają się w recesji to jedynym rozwiązaniem na to mają być ogromne cięcia w wydatkach, pomagających wielu obywatelom utrzymać się na powierzchni, choć wydatki te nie dotyczą jednego działu, który nie odpowiada gdyby zastosować go w praktyce za przeżycie, ale za śmierć, cierpienia oraz zniszczenia.
44 mld oszczędności
Jeden z dwóch filarów Europy nazywanych jako Europa pierwszej prędkości czyli Francja aby zrealizować swój plan ma zamiar uderzyć w doły społeczne. Oszczędności premier Francois Bayrou mają wynieść 44 mld euro. Pretekstem ma się stać opanowanie deficytu budżetowego, z tymże jak przyjrzymy się temu jak wyglądać mają cięcia, a gdzie tych cięć nie będzie to można mieć wątpliwości że jedynym obiektem troski staje się sam deficyt budżetowy, stający się wartością samą w sobie, o którą trzeba walczyć aby była o jak najmniejszych parametrach. Wydatki publiczne mają być zamrożone na przyszły rok. A to oznaczać ma, że nie będą one ani zwiększane, ani dostosowywane do inflacji. „Zmniejszenie wydatków państwa i środków przekazywanych samorządom lokalnym ma przynieść łącznie 21 mld oszczędności. Zamrożenie świadczeń socjalnych i progów podatkowych dałoby dodatkowe 7 mld euro. Aż o połowę – z 10 mld euro do 5 mld euro – mają spaść wydatki na ochronę zdrowia. Rząd chce m.in. zmniejszyć refundację leków niezwiązanych z przewlekłymi chorobami i walczyć z nadużyciami w wykorzystywaniu zwolnień lekarskich”. Czyli taka wiadomość mogłaby ucieszyć turboliberałów z darwinistyczny zacięciem. Nie dość, że przestaliby korzystać z tego „darmozjady”, to do tego służba zdrowia nie byłaby obłożona dodatkowymi wydatkami publicznymi, bo najlepiej aby na służbę zdrowia łożyli więcej sami obywatele. Do pakietu liberalnych propozycji dołożył on tradycyjną walkę z biurokracją, ale także posunął się dalej i postanowił „zwiększyć produktywność” Francuzów znosząc 2 z 11 dni wolnych od pracy. Miałby także walczyć z „niszami podatkowymi” czyli zająć się bogatymi co zapewne nie przyniesie spodziewanych rezultatów. Jedynym działem, w którym nie przewiduje się redukcji wydatków jest naturalnie resort obrony. Tutaj oczywiście budżet wzrośnie.
Wolność nigdy nie była tak zagrożona
Plan „armat zamiast masła” będzie bez zmrużenia okiem realizowany we Francji co już zostało zapowiedziane przez Macrona, choć patrząc na kwotę, o którą ma się ten budżet zwiększyć to jest ona na tle wydatków Stanów Zjednoczonych niewielka. W ciągu najbliższych dwój lat bowiem budżet obronny ma zostać zwiększony o „zawrotną” kwotę 6,5 mld euro. W 2027 roku całość wydatków ma wynieść 64 mld euro. Macron uzasadnił w swoim stylu, wykorzystując do tego okres przed dniem 14 lipca, że związane jest to z tym, że „Prawdopodobnie nigdy od 1945 roku wolność nie była tak zagrożona”. Najwidoczniej wolność zagrożona jest oczywiście ze strony Rosji i dlatego też Francja postanowiła wspólnym wysiłkiem obywateli zająć się kupowaniem kolejnych zabawek służących do zabijania.
Niemcy za mało pracują
Kanclerz Merz, nie dość że lawiruje w oświadczeniach dotyczących przekazywania na Ukrainę osławionych Taurusów to jeszcze do tego pouczać próbuje Niemców, że powinni więcej pracować, gdyż obecne 8 godzin to widocznie za mało. Ograniczenie czasu pracy nie powinno dotyczyć 8-godzinne dnia ale ograniczenie na poziomie tygodnia. A to pozwoli pracować ludziom po 10-12 godzin. Sami pracodawcy poparli apel Merza o większe zaangażowanie w pracę. „Najnowsze dane Instytutu Niemieckiej Gospodarki (IW) wskazują, że Niemcy rzeczywiście pracują mniej niż mieszkańcy większości państw OECD. W 2023 roku na jednego mieszkańca Niemiec w wieku produkcyjnym przypadało 1036 godzin pracy, co daje trzecie miejsce od końca w rankingu. Mniej pracują tylko Francuzi i Belgowie, podczas gdy rekordziści z Nowej Zelandii przepracowują około 1400 godzin rocznie”.
Jesienna siekiera Merza
Friedrich Merz zapowiada, że jesienią chce przedstawić reformę systemu zabezpieczenia społecznego, w ramach której zmniejszy świadczenia socjalne. „W rozmowie przeprowadzonej w niedzielę w ramach letniego wywiadu ARD polityk CDU przyznał, że kraj stoi przed koniecznością daleko idących zmian w systemie emerytalnym, ubezpieczeniach zdrowotnych i pielęgnacyjnych”. Zmiany mają także dotyczyć Burgergeld czyli zasiłku obywatelskiego. „Merz ponownie opowiedział się za odczuwalnymi cięciami w wysokości świadczeń, szczególnie w odniesieniu do kosztów zakwaterowania. W rozmowie zasugerował m.in. wprowadzenie limitu wysokości czynszu pokrywanego przez państwo oraz weryfikację dopuszczalnej wielkości mieszkań zajmowanych przez beneficjentów”.
Wyższy poziom wydatków na zbrojenia
Także w Niemczech „walka z deficytem budżetowym” ma polegać na zwiększaniu wydatków na zbrojenia. Zaganianie ludzi do pracy oznacza ściąganie przecież więcej podatków z obywateli, więcej podatków od towarów i usług dzięki większemu popytowi, a to może się przełożyć na większe wydatki na zbrojenia. W planie jest przecież wydanie 86 mld euro w tym roku. Taką kwotę zapowiedział w Bundestagu Boris Pistorius. Uzasadnieniem tej decyzji jest naturalnie odpowiedź na „zagrożenie ze strony Rosji”. „Szef niemieckiego MON poinformował, że podstawowy budżet obronny wzrośnie w tym roku o 10 miliardów euro, do poziomu 62,4 miliarda euro. Dodatkowo Bundeswehra otrzyma 24 miliardy euro ze specjalnego funduszu obronnego, utworzonego po rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku”. Niemcy widocznie chcą równie pilni jak Francuzi i Polacy i nowa logika walki z deficytem budżetowym brzmi – tniemy wszystko równo z trawą, nie naruszając „świętości” związanych z „zagrożeniem bezpieczeństwa kraju” czyli większych wydatków na zbrojenia.