Dopiero co niedawno „przypominajka” zaznaczyła, że już za dwa lata miano by wdrożyć do Europy „Zielony ład”, który miałby w przyszłości jak określono chyba mocno szyderczo w celach „przekształcić Unię w sprawiedliwe i dostatnie społeczeństwo, żyjące w nowoczesnej, zasobooszczędnej i konkurencyjnej gospodarce, w ramach której wzrost gospodarczy będzie oddzielony od wykorzystania zasobów”. Tym czasem w najnowszym numerze „Do Rzeczy” znajdujemy artykuł autorstwa Łukasza Warzechy, który wskazuje, że do wdrożenia tego planu, mającego wszystkich „uszczęśliwić” może być daleka droga. Jak pisze we wstępie do artykułu autor: „Nowy budżet będzie bardzo ważny dla kształtowania się nastrojów Polaków wobec UE. Rosną nastroje sceptyczne. Jesteśmy w bardzo ciekawym momencie. Dotychczasowy, dogmatycznie przyjmowany kierunek polityki klimatycznej UE jest pod ostrzałem i jest szansa na przynajmniej częściową zmianę”. Wedle tego co pisze dalej red. Warzecha narasta strach wobec skutków wdrażania etapów „zielonego ładu”, a do tego nie wiadomo jaki będzie budżet na lata 2027-2034.
Co przyniesie Polak?
To właśnie Polak Piotr Serafin ma odpowiadać za projekt nowego budżetu, jako komisarz do tej sprawy. A że jest on człowiekiem związanym z obozem premiera Tuska, to tym bardziej nie wiadomo czego się można spodziewać po nowym budżecie. Sceptycyzm zdaniem Warzechy narasta z trzech powodów. Możemy pierwszy raz być przez długoletnią perspektywę płatnikiem netto. Do tego w życie ma wejść wspomniany wyżej ETS2, a do tego pierwszy rok nowego budżetu będzie rokiem wyborczym. A to może się całościowo przełożyć na to, że wzrośnie poparcie wobec ugrupowań suwerennościowych oraz obniżenie poparcia członkostwa w Unii Europejskiej. ETS2 oznaczałby wzrost cen paliwa na stacjach, czyli wzrosłaby inflacja ale i gaz oraz olej opałowy. Łukasz Warzecha zaznacza, że jednak dzięki jakiejś rezerwie rządzący sprawią aby jeszcze można było się chwalić, że jesteśmy beneficjentem, choć zdaniem autora artykułu dawno nim już nie jesteśmy. Do tego istnieje groźba podzielenia funduszy spójności na transze wymagające spełnienia różnych warunków. Ale prawdopodobnie dzięki Serafinowi do niej nie dojdzie.
Haczyk w NextGeneration
Na główny problem w przyszłości autor wskazuje fundusz NextGeneration, który jest bazą KPO. Mia powstać jako rozruszacz gospodarki po COVID, a tak naprawdę to 51 proc. ma iść na politykę klimatyczną, a 21 proc. na transformację cyfrową. Odmitologizowuje także przeznaczenie KPO sam artykuł, zaznaczając że jest on podzielony na 18 transz, każda z nich ma odrębne warunki. Dziewięć z nich w wysokości 25 mld euro to bezzwrotna dotacja, a 34 mld euro to kredyty. Realnie cały NextGeneration to pożyczka zaciągnięta wspólnie przez państwa UE. Pomimo, że za rządów PiS pożyczka była zablokowana to myśmy już partycypowali w spłacie, a do tego z powodu inflacji odsetki okazały się 3 razy droższe. Czyli jak widać pod pretekstem rozdawnictwa kapitał finansowy ma dobrą okazję do solidnego zarobku. Za 3 lata Unia będzie musiała spłacać kapitał kredytu na NextGeneration EU. A na to potrzeba 24-20 mld euro rocznie. Na dwa sposoby można próbować pozyskać kolejne pieniądze. Zwiększyć składkę i zmniejszenie wydatków na rolnictwo, na co nie będzie zgody bądź stworzenie nowych zasobów własnych Unii. A te można zdefiniować jako pieniądze płynące bezpośrednio do Unii, czyli podatki unijne. W skrócie jest to cło węglowe oraz część wpływów za recykling. A to grozić może większym uzależnianiem państwo narodowych od Brukseli. A że te zasoby własne mają nie wystarczyć na spłatę NextGeneration to już się pojawiają pomysły aby spłacać to częścią wpływów z ETS2. Czyli powoduje to, że tak naprawdę KPO będący kredytem musimy spłacać z nawiązką. Tu jednak w kuluarach boją się takiego rozwiązania z powodu odczucia tego przez obywateli krajów członkowskich ale i dowiedzenia się, że pieniądze idą z powrotem do Brukseli. Zamiast tego chce się opodatkować paczki z Chin co by było mniej bolesnym rozwiązaniem.
Nawet Tusk się boi
Sam „zielony ład” budzi wątpliwości w Parlemencie Europejskim. Przecież poseł Dariusz Joński od dawna sprzeciwia się jego wprowadzaniu, a teraz jak informuje Łukasz Warzecha sam Donald Tusk apelował o realizm w sprawie wdrażania polityki klimatycznej, gdyż wysokie ceny energii „mogą zmieść niejeden rząd demokratyczny w Europie”. Tak samo prosił o przełożenie wejścia w życie ETS2. Tego samego boi się Europejska Partia Ludowa. W styczniu wystosowano list aby dokonać deregulacji, opóźnienia bądź poluzowania zobowiązań wynikających z Zielonego Ładu, jak choćby dotyczących dyrektywy budynkowej. W samej Polsce koszt do 2035 roku miałby wynieść pół biliona zł. Tak samo sceptyczni są oni wobec zakazu produkcji aut spalinowych do 2035 roku. I co ciekawe ta partia zawiązywać zaczyna sojusze z partiami suwerenistycznymi. Co innego dzieje się w Komisji Europejskiej zajmującej się zielonym ładem, gdzie panuje ideologiczne zacietrzewienie. Nie umieją oni podać korzyści płynących dla klimatu z wdrażania poszczególnych polityk. Powołują się na raport Draghiego będący wewnętrznie sprzecznym gdyż polityka klimatyczna powoduje bariery dla rozwoju zdaniem autorów raportu, ale aby uniknąć stagnacji zaleca się jej wdrożenie. Ale członkowie Komisji Europejskiej nie są demokratycznie wybieralni więc nie muszą się liczyć z wyborcami. I dlatego PE chce walczyć od odroczenie ETS2. Zdaniem europosła KO odbyła się burzliwa dyskusja z Urszulą von der Leyen zwaną „Urszula wodę leje”, która powiedziała że jest „rozczarowana” postawą eurodeputowanych.
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego zaważy?
Trybunał orzekł w sprawie ETS, że uchwalono go w sposób niezgodny z art. 192 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Zdaniem Trybunału decyzje powinny tutaj zapadać jednomyślnie. A tutaj decyzję podejmowano w ramach procedury zwykłej czyli przy pomocy Parlamentu oraz Rady, a więc większością kwalifikowaną. Polska poskarżyła się do TSUE w tej sprawie, ale ten skargę odrzucił. Jednak pomimo że także rząd nie wydrukował tego wyroku, to w przyszłości jak wnioskuje autor ten wyrok może być orężem w walce z politykami unijnymi, mogących mieć wpływ na miks energetyczny, które głosuje się bez możliwości weta. A więc może zapowiadać się jeśli nie rewolucja w myśleniu o przyszłości polityki unijnej, to na pewno ostrożność co do wdrażania wszystkich tych pomysłów, które mogłyby wywołać wściekłość mieszkańców Europy, mających przecież dzięki ETS-owi opływać w przyszłości w luksusy u być dumnymi z tego, że będzie zimniej i przez to ani się nie spalimy przez słońce, ani nie zaleje nas woda z oceanów z roztopionego lodowca.