Już dawno minął czas kiedy Polska szczyciła się „obaleniem komuny”, a w mediach co rusz było widać obrazki pokazujące moment obalania Muru Berlińskiego, symbolizujący to że teraz ma nastąpić „koniec historii”, świat stanie się „wolny”, znikną stopniowo podziały, a my będziemy przykładem na to jak można szybko z systemu autorytarnego przejść do systemu, w którym panuje wolność, demokracja i zniesiona jest cenzura. Zdawało się przede wszystkim, że jako że przekazanie władzy przez ludzie związanych z systemem PRL-owskim odbyło się pokojowo, to już teraz w naszym regionie nastanie pokój, a my będziemy tego przykładem i strażnikiem. Tym czasem po raz kolejny nasze władze udowadniają, że obecna polityka raczej ma na nowo budować mury, podziały oraz stwarzać cały czas stan paranoi, że grozi nam inwazja ze Wschodu. Głównymi sprzecznościami wobec poprzedniej polityki jest ewentualne rozmieszczenie broni atomowej na terenie naszego kraju, co stoi na antypodach polityki Adama Rapackiego, chcącego stworzyć tutaj strefę bezatomową. Drugą sprzecznością jest to, że Polska wypowiada właśnie konwencję ottawską.
„Dobre miny” do niebezpiecznej gry
Konwencja ta dotyczy zakazu stosowania min przeciwpiechotnych. Entuzjastów zniesienia tego zakazu było w sejmie bardzo dużo, gdyż aż 413 posłów. Tylko 15 z nich było przeciw, a trzech wstrzymało się od głosu, czyli de facto także zaakceptowali ten haniebny proceder. Oprócz Polski choćby Estonia czy Finlandia wypowiedziały tą konwencję. „Polska była jednym z sygnatariuszy konwencji od 4 grudnia 1997 roku, jednak ratyfikowała ją dopiero w 2012 roku. Dokument, przyjęty podczas konferencji dyplomatycznej w Ottawie, wszedł w życie w 1999 roku”. Wszystko to uzasadniane jest względami defensywnymi, a tak naprawdę ma na celu stworzenie czegoś co nazwano „polem minowym przeciwko Putinowi”. Ma to niby zapobiec atakowi Rosji na wschodnią flankę NATO. „W sumie 164 kraje na całym świecie podpisały Konwencję Ottawską, ale 33 nie przystąpiły do niej. Oprócz największych potęg, USA i Chin, dotyczy to również Rosji”. Można więc postawić wniosek, że szykowana jest na polecenie Stanów Zjednoczonych „nowa żelazna kurtyna”, która jednak po pierwsze ma stwarzać permanentny stan zagrożenia, a więc działać psychologicznie jako straszak na obywateli krajów tzw. wschodniej flanki NATO, którzy mają oswajać się z tym, że za wschodnią granicą czai się urojony wróg i w związku z tym dostaną oni ułudę, że dzięki pasowi „minowemu” pozostaniemy bezpieczni. Widocznie ewentualne rakiety które miałyby porazić centra logistyczne, centra dowodzenia, obiekty strategiczne miałyby się zatrzymać na polach minowych.
Nowe/stare podziały
W rzeczywistości tworzone nowe/stare podziały mają być wyraźnym zaznaczeniem stref wpływów. Osłabiona Europa, dodatkowo jeszcze będąca mocniej wzięta w orbitę amerykańskich wpływów, czego symbolem było przyjęcie neutralnych przez tyle lat Finlandii oraz Szwecji do NATO ma być jeszcze mocniej związana z interesami amerykańskimi po tym jak została odcięta do rosyjskiego gazu oraz ropy. „Minowa kurtyna” ma być ostatecznym symbolem tego, że być może na dziesięciolecia powstanie tutaj nowy podział, tylko pozostaje zapytać z której strony tej nowej żelaznej kurtyny będą nowe peryferia, patrząc na dotychczasowe skutki w dużej części Europy, która na polecenie Stanów Zjednoczonych odcięła się sankcjami od Rosji.