Wojny mają to do siebie, że na pierwszy plan zaraz po rozpoczęciu wysuwany jest argument emocjonalny dotyczący potencjalnych ofiar cywilnych, zburzonych budynków, który naturalnie skłania do sprzeciwu wobec jej rozpoczęcia i nawoływań do jak najszybszego jej zakończenia. Jednak niewidoczne dla oczu sceny rozgrywają się w tle, które z punktu widzenia strategicznych interesów politycznych są racjonalne, pomimo całej brutalizacji konfliktu od pierwszych minut całej wojny. Wojna to przecież uderzenie nie tylko bezpośrednio w Iran, która miałaby doprowadzić do zmiany władzy, ale także uderzenie w cichego gracza, który podpisał przecież kilka lat temu umowę o strategicznym partnerstwie z Iranem czyli w Chiny. Jak donoszą źródła internetowe, okazuje się że pierwsze pociski wystrzelone na teren Iranu zbiegły się w czasie z uruchomieniem nowej linii kolejowej z Chin do Iranu.
Kilka lat budowy i kluczowy węzeł
A wszystko właśnie zaczęło się od podpisania strategicznego partnerstwa w 2021 roku. Wszystko w ramach inicjatywy „Jeden pas, jedna droga”. Często właśnie wojna odbywa się o to, aby zablokować jakiś szlak handlowy, bądź też utrudnić jego działanie. W tym przypadku jest to o tyle istotne, że towary przemysłowe z Chin trafiają bezpośrednio drogą lądową, omijając wszystkie amerykańskie strefy wpływów, bazy wojskowe i kontrole sankcji. A do tego Iran oprócz otrzymywania towarów staje się jakby wielką stacją węzłową. Oto łączy on na południu korytarz Północ-Południe przez Rosję, Morze Kaspijskie i Indie. Na zachodzie mamy dostęp lądowy do Iraku, Syrii, Turcji i Morza Śródziemnego. Natomiast na wschodzie jest bezpośredni dostęp do chińskich łańcuchów dostaw. Taki właśni szlak podważa monopol ruchu morskiego, szczególnie gdy się okazuje, że Cieśnina Ormuz i Suez są kontrolowane przez struktury amerykańskie bądź proamerykańskie. A to lądowe trasy pozwalają łączyć kluczowe państwa właśnie przez Iran.
Geoekonomiczne zagrożenie
Wniosek tekstu jest jasny, że te zagrożenia dla geoekonomicznych interesów widzą Stany Zjednoczone dlatego też legenda o rozwoju przez Iran rzekomego programu atomowego podczas gdy Tulsi Gabbart twierdziła że Iran nie ma ma celu budowania bomby atomowej jest tylko cwanym wybiegiem aby uruchomić można było w tym celu Izrael i przy cichym przyzwoleniu popchnąć go na pierwsze uderzenie do wojny. Test na sprawdzenie czy to poskutkuje zmianą władzy w Iranie jak na razie wypadł być może pozytywnie w sensie walki informacyjnej, gdyż skończyło się obecnym etapie na werbalnych groźbach Izraela, że zlikwidowany zostanie Ali Chamenei, a wraz z nim cała „dyktatura Ajatollahów”, do której obalenia nawoływał Irańczyków Benjamin Netanjahu, ogłaszając się niemalże ich przyjacielem, chcącym ich wyzwolić od tyranii. A to przecież mogłoby oznaczać wykorzystanie chaosu do podmianki na nowego, podporządkowanego Amerykanom oraz Izraelowi przywódcy jak choćby syn Rezy Pachlawiego. Zupełnie jak niedawno uczyniono to w Syrii. A skuteczna gra na niego mogłaby skończyć się wbiciem klina w opisany wyżej węzeł tranzytowy i kolejne problemy z integracją krajów BRICS. Jednakże ogłoszenie przez ministra obrony Pakistanu chęci poparcia dla Iranu mogące skutkować udziałem tego kraju w konflikcie, może oznaczać zahamowanie dalszej agresji Izraela, a być może także Stanów Zjednoczonych, które zdaniem wielu włączą się niebawem do wojny. A z drugiej strony nie wyklucza się wejścia do niej dodatkowo Chin, Indii czy Afganistanu. Nie można więc wykluczyć większego konfliktu o ten kluczowy na mapie regionu węzeł komunikacyjny.