Smutek rolnika w uśmiechniętej Polsce

Polscy rolnicy oferują owoce i warzywa w ramach akcji samozbiorów

Marek Czarkowski w najnowszym wydaniu “Przeglądu” pochyla się nad sytuacją rolników w Polsce oraz proponuje rozwiązanie, które mogłoby ich wspomóc w działalności oraz przetrwaniu. Przypomina zjawisko które w tym roku było mocno spopularyzowane, a nazywane samozbiorami. Akcja “polega na tym, ze chętni mogą zaopatrzyć się w owoce i warzywa bezpośrednio u rolników, pod warunkiem że sami zbiorą z pól i sadów potrzebne im produkty, płacąc za nie o wiele niższą cenę niż w sklepach i supermarketach”. Dzięki temu rolnicy ratują plony przed zmarnowaniem, otrzymując zarazem lepsze ceny niż w skupie, natomiast konsumenci płacą za świeże, sezonowe owoce znacznie mniej niż w sklepach. Szuka się jednak jak informuje autor artykułu rozwiązań systemowych, gdyż pośrednicy dzięki którym finalna cena jest o wiele wyższa od tej w skupie żądają obniżenia cen.

Zaniżane ceny skupu

Wskazywane są stałe problemy u rolników jak te, że żądają dopłat przy klęskach związanych z pogodą czy też chorobami. Drugim problemem są wysokie ceny w sklepach oraz skrajnie niskie ceny skupu od samych rolników. Większość sieci handlowych wymusza sprzedaż jabłek po cenach poniżej 1 zł/kg. A cena na półkach waha się w granicach 5-6 zł/kg. Przykładowa cena ziemniaka, którego produkcja wzrosła o 15 proc. w hurtowni potrafi wynosić 60-80 gr/kg i jest niższa od tej sprzed roku o 40 proc. Dlatego też minister rolnictwa Stefan Krajewski mówi o klęsce urodzaju i czerpaniu korzyści przez pośredników kosztem producentów. Zarzuca także zmowę cenową na rynkach rolnych tym którzy tym zarządzają. Ceny skupu zbóż spaść miały do poziomu nie notowanego od 20 lat. A wszystko przy wzroście kosztów nawozów, paliwa czy środków ochrony roślin. To naturalnie powoduje sytuację rolników na granicy płynności finansowej i bez korzystnych kredytów nie są oni w stanie prowadzić produkcji.

Potrzeba interwencji państwa

Sytuacja rolników powoduje stawianie wniosków, które zasadzają się domaganiu się interwencji państwa. Mówi się o odbudowie pogłowia trzody chlewnej, co by pomogło w popycie na zboże i ustabilizowaniu rynku. Autor zwraca uwagę, że hodowla ponad 9 mln świń w Polsce to wynik najgorszy od 1950 r. W międzyczasie natomiast sami sprowadziliśmy głównie z Danii ponad 4 mln sztuk żywej trzody chlewnej. Import wzrósł o prawie 4 proc. w porównaniu z tym z poprzedniego roku. W tej kwestii Zachodniopomorska Izba Rolnicza domaga się uruchomienia skupu interwencyjnego i ustalenia cen preferencyjnych. We wszystkim miałaby pomóc Krajowa Grupa Spożywcza. Wskazuje się jednak na to, że próby podejmowane w ostatnich latach kończyły się zamiast realną pomocą rolnikom, aferą korupcyjną. Najgorszym jest to, że politycy PiS oraz związkowcy mówią, że jest źle i będzie gorzej.

A jednak nie wszędzie jest źle

Cały czas nie udało się jednak zniszczyć wszystkich rolniczych branż. Wzrosły o 25 proc. ceny mleka, a Mlekpol, Mlekovita oraz Koło są największymi firmami w Europie. Polscy rolnicy zyskują również na cenach wołowiny, które wzrosły o 17 proc. Coroczny eksport mięsa wołowego w ilości 500 tys. ton daje zysk w postaci 10-11 mld zł. Eksportujemy 80-90 proc. tego mięsa nawet na Malediwy. Ceny kurcząt rzeźnych wzrosły o 10 proc. Zajmujemy trzecie miejsce na świecie po Brazylii i Stanach Zjednoczonych w eksporcie drobiu. Sprzedaż waha się w granicach 1,6 mln do 2 mln ton. To nawet 60 proc. całej naszej produkcji mięsa drobiowego. Stanowi to 50 proc. przychodów z eksportu wszystkich polskich produktów mięsnych. Autor artykułu zastrzega że umowa z państwami Mercosur może spowodować największe straty w tej właśnie branży. Przy zatrudnieniu kilkudziesięciu tysięcy osób w tej branży należy zapewnić 40 proc. produkcji na eksport.

Brak polityki wobec wsi

Marek Czarkowski zwraca uwagę na to, że wielu Polaków nie rozumie polityki wobec wobec wsi kolejnych zmieniających się rządów zapewne dlatego, że polityki tej de facto nie ma. Najpierw politycy tłumaczyli się unijnymi regulacjami, a obecnie wymogami Zielonego Ładu. Działacze rolniczy oraz politycy podnoszą postulat powołania państwowego banku rolniczego. Bez tego banku zdaniem jednego z członków Podlaskiej Izby Rolniczej rolnicy mogą zginąć. Podał przy tym przykład, że muszą bać kredyty w parabankach na 15 proc. Podniósł się także ważny głos ze strony innego rolnika, że miałoby to ogromne znaczenie dla sektora rolniczego oraz gospodarki narodowej. “Państwowy Bank Rolny stanowiłby narzędzie wsparcia finansowego dla rolników indywidualnych, przedsiębiorców, jak i instytucji publicznych związanych z rolnictwem, takich jak ARiMR czy KOWR”. Dlatego minister rolnictwa twierdzi, że na kształt banku rolnego powinien powstać Bank Gospodarstwa Krajowego.

Przykłady są za granicą

Redaktor Czarkowski wskazuje przykłady zza granicy. W Danii farmerzy posiadają własne punkty skupu, przetwórnie, spółki zajmujące się eksportem towarów, własnych magazynów oraz sklepów. Same zakłady Sokołów należą do duńskiej spółki Danish Crown, która należy do spółdzielni Laverandorselskabet Danish Crown A.m.b.a, której członkami jest 9 tys. duńskich rolników, producentów trzody chlewnej i bydła. Tradycja sięga końca XIX w. Podobnie działać to ma w Japonii czy też Korei Południowej. W Polsce problemem jest rozdrobnienie struktury agrarnej, gdzie ponad połowa gospodarstw rolnych ma powierzchnię poniżej 10 ha. Większe gospodarstwa zmagają się z problemami ze zbytem. Dlatego podstawą jest współdziałanie oraz wsparcie ze strony banku rolnego. W końcu powinni oni mieć możliwość sprzedaży wszystkiego do marketów które należą do nich bądź do państwa. Dlatego Marek Sawicki proponował przejęcie zagranicznej sieci marketów i sprzedaż udziałów rolnikom. Co ciekawe we wspomnieniach rolnicy twierdzą, że najlepiej było za czasów stanu wojennego, gdyż wtedy można było wszystko sprzedać ludziom po dobrej cenie, gdyż brakowało mięsa w sklepach.

Dodaj komentarz

Related Post