Europa chce nałożyć na resztę świata podatek węglowy


Krzysztof Rybak na portalu forsal.pl pisze w tytule, że wchodzi w życie zupełnie nowy podatek. Humorystyczny aspekt, choć chyba o kolorze czarnym wybrzmiewa z drugiej części tytułu gdyż informuje ona, że “Polacy zapłacą więcej, ale planeta odetchnie”. Rząd polski przyjąć miał projekt ustawy, która ma wprowadzić do polskiego prawa nowe przepisy, które dotyczą emisji dwutlenku węgla. Chodzi o “wyrównywanie kosztów emisji”. Angielski skrót brzmi CBAM (Carbon Border Adjustment Mechanism). Jego wprowadzenie uzasadnione jest tym kraje spoza Unii nie ponoszą kosztów polegających za płacenie za prawa do emisji CO2. To naturalnie powoduje, że wytwarzają oni tańsze produkty, choć jak zaznacza autor mają one być bardziej szkodliwe dla klimatu. Dla wyrównania różnic Unia ma właśnie wprowadzić graniczny podatek węglowy.

Za wwóz do Unii adekwatny koszt

Naturalnie projekt, który ma przyjąć Rada Ministrów to unijna regulacja, którą polski parlament po prostu przyjmuje. Importerzy towarów spoza Unii czyli takich jak stal, aluminium, cement, nawozy czy też wodór mają dzięki temu płacić na podobnych zasadach jak unijni producenci. Wyglądać to będzie w taki sposób, że europejski producent płacący za emisję CO2 będzie w efekcie płacił tyle samo co obłożony nową opłatą importer spoza Europy. Wszystko wejdzie w życie 1 stycznia 2026 r. Od 2023 r. trwa okres przejściowy i niektóre wybrane towary już muszę być raportowane w kwestii danych o emisji CO2. Po wejściu w życie przepisów importerzy będą musieli rejestrować się w specjalnym systemie CBAM, kupować certyfikaty CBAM, umarzać odpowiednią liczbę certyfikatów za każdy sprowadzony produkt.

Zapłacimy więcej ale będzie “lepiej”

Naturalnie podatek ma wpłynąć na ceny wymienionych przykładowo wyżej towarów nim obłożonych. Nawozy azotowe mają podrożeć o 30-50 proc. do roku 2030. To naturalnie podwyższy koszty produkcji rolnej oraz żywności w sklepach. Jednak to rzekomo ma uchronić unijnych producentów. Import ma przestać zagrażać unijnym producentom dzięki ratującemu ich podatkowi. “Lepiej” ma być również gdyż jak twierdzi autor gospodarka światowa będzie dbać w większym stopniu o klimat, natomiast europejscy producenci będą traktowani na równych zasadach. Po 2030 r. przepisy te mają być poszerzone o nowe branże.

Równi w drożyźnie

Artykuł więc entuzjastycznie podchodzi do całego zagadnienia pokazując ostry paradoks, który odbiorców ma chyba za niezbyt myślących ludzi. Zadowolenie z tego, że będziemy traktowani na równych zasadach oznacza przecież, że mamy się cieszyć z tego, że nasze towary będą równie drogie, jak te, które sprowadzone zostaną spoza terenu Unii Europejskiej. A dotychczas te towary mogliśmy przecież taniej sprowadzać i taniej sprzedawać. Tu okazuje się, że zbędne podatki podwyższające w Europie w sztuczny sposób cenę produkcji oraz towarów, mają nam dawać satysfakcję, że zapłacą je także inni, których dotychczas to nie dotyczyło. Finalnie jednak zapłacą za to wszystko konsumenci, którzy nie będą mogli wybrać tańszych produktów ale i firmy nie mogące wyprodukować różnych towarów dzięki tańszej stali czy też nawozom. Oprócz tego autor nie wspomina, że przecież Polska miała swoje stalownie, cementownie czy też fabryki nawozów i przez uwikłanie w unijne przepisy i neoliberalną politykę nie mamy możliwości czerpać z tego aby samemu korzystać z tych tańszych produktów. Wreszcie trzeci problem tyczy się tego, że nie tylko Unia Europejska jest terenem, do którego eksportuje się różne towary i wprowadzenie takiego podatku może oznaczać, że dostawcy z reszty świata przekierowują swoje towary w inne rejony aby ominąć w ten sposób sprzedaż ich po zawyżonych, niekorzystnych dla odbiorców w Europie cenach. Planeta wcale więc nie musi odetchnąć, natomiast odetchną CI, którzy będą sprzedawać towary w bardziej korzystne miejsca na świecie, gdzie nie ma tej fałszywej troski o klimat.

Dodaj komentarz

Related Post