Prof. Grzegorz Kołodko w najnowszym wydaniu “Przeglądu” cytuje w artykule swoją niedawno wydaną książkę w wydawnictwie PWN pt. “Trump 2.0. Rewolucja chorego rozsądku”. Rozważa on wyjścia z obecnej sytuacji, którą w praktyce uważa za tą, gdzie wyjścia korzystnego dla wszystkich nie ma. Uważa on, że członkowie NATO sami sobie szkodzą, a ich zgiełk wywołuje radość w Moskwie. Tu rzeczywiście mogą strzelać korki od szampana. A wszystko przez to, że zmieniono sposób przekazywania komunikatów. Kiedyś stanowiska uzgadniano i ogłaszano, a obecnie najpierw się coś robi, a później szuka rozwiązania aby posprzątać bałagan.
Trzeba uznać rzeczywistość
W tym też kontekście profesor zgadza się z Pete Hegsethem, który stwierdził, że powrót do granic sprzed 2014 r. jest nierealny, a dążenie do tego celu spowoduje tylko więcej cierpienia. Pomimo, że taka opinia jest niepoprawna i uznana za zdradę, to jednak ani Rosja nie odda zajętych terenów, a Ukraina siłą ich nie odbierze. I nie pomoże kolejna ofensywa. Autor twierdzi, że bardziej realistyczne jest to, że ktoś zastąpi władcę na Kremlu, bo Putin to nie geografia, więc nie jest wieczny. Kołodko przypomina, że przy okazji takich rozstrzygnięć szuka się analogii z przeszłości i w tym przypadku zazwyczaj przypomina się Monachium 1938 oraz Jałtę. Przypomina on ciekawostkę, że Jałta przecież w 1945 r. znajdowała się we władaniu Rosji, jako że znajdowała się na Krymie. Stawia on także tezę, że gdyby Chruszczow wiedział, że ZSRR rozpadnie się po 37 latach od przekazania Krymu Ukraińskiej SRR, to Krym rzekomo pozostałby rosyjski i nie byłoby dzisiejszych problemów. Spekulacje z cyklu “co by było gdyby” jednak w takim przypadku nie mogą być pewnikiem, gdyż de facto nie możemy mieć pewności czy Chruszczow rzeczywiście nie ruszyłby Krymu, szczególnie że jak pisze chwile wcześniej okoliczności przekazania Krymu uważa Kołodko za niejasne.
Szukać ścieżek pokojowych
Grzegorz Kołodko pisze w kontekście Krymu, że 20 stycznia 1990 r. referendum, które odbyło się i zawierało pytanie “Czy jesteś za odtworzeniem Krymskiej Autonomicznej SRR jako podmiotu ZSRR i uczestnika związkowej umowy” przyniosło aż 92,26 proc. pozytywnych odpowiedzi, na które władza pozostała głucha. Przywołuje on także “The Economist”, które 35 lat później zastanawia się, czy przyszłość będzie przypominać konferencję monachijską z 1938 r. kiedy Neville Chamberlain ugiął się pod ambicjami Adolfa Hitlera; Jałtę z 1945 r., kiedy to Ameryka, Wielka Brytania i Związek Radziecki podzieliły Europę czy może coś lepszego. Europejscy przywódcy zaczęli mieć obawy patrząc na działania Trumpa, że może dojść do podziału na Europę z zachodnią oraz rosyjską strefą wpływów. Podsumowuje on jednak dyskusje o wszelkich porównaniach w ten sposób, że dzieli nas od tego szmat historii i zamiast szukać fałszywych analogii, “lepiej skupić się na poszukiwaniu ścieżek prowadzących jak najkrótszą drogą do pokojowej przyszłości”.
Amerykanie przeciwko Chinom i Rosji
W kontekście prób rozstrzygania spraw w związanych z Ukrainą, w sprawie której niby negocjuje się zakończenie konfliktu, a tak naprawdę to nie ma ustępstwa w tej sprawie, gdyż Ukraina nie ma wiarygodnej drogi do zwycięstwa, profesor zwraca uwagę, że Amerykanom chodzi o stosunki z Chinami, które są jego zdaniem najistotniejsze. Zbliżenie kontrolowane amerykańsko-rosyjskie jest elementem gry w trójkącie Stany Zjednoczone-Chiny-Rosja. Ale w tym trójkącie Amerykanie mają życzyć źle obydwu graczom. To co już powszechnie wiadomo, będą więc oni starali się psuć stosunki chińsko-rosyjskie. Z tymże na tle Kissingera, który wbił klin między ówczesne Chiny oraz ZSRR, Marco Rubio okazujący antychińskie fobie nie jest tak wysublimowany jak legendarny dyplomata. Zgadza się on z powszechną krytyką takich podchodów Amerykanów wobec prób rozbicia wspomnianych stosunków i twierdzi, że odwrócony Nixon wzmocni tylko Chiny, ale i nie osłabi Moskwy. Obydwa kraje są za mądre aby móc je skłócić.
Sprzeczności rosyjsko-ukraińskie na lata
Profesor stawia wniosek, że gdy już przestaną walczyć Rosjanie oraz Ukraińcy to najważniejsze pozostaną spory terytorialne. Same sprzeczności bowiem mają się ciągnąć przez lata. Rozwiązanie problemów z podziałem terytoriów może potrwać jego zdaniem całe dekady. Przytacza on tutaj tak trudne kwestie jak Erytrea, Timor Wschodni, Kosowo oraz Sudan Południowy. Tutaj wszystko rozstrzygnęły referenda. Pomimo to problemów nie brakuje, ale nie toczą się walki i nie giną ludzie. Twierdzi także, że możliwym jest aby Trump poruszył także sprawy części Cypru czy też Somalilandu. I wszyscy powinni poprzeć sprawę ich niepodległości oraz międzynarodowego uznania. Twierdzi w końcu, że na terenach zajętych przez Rosję, a formalnie stanowiących część Ukrainy powinny się odbyć powtórne referenda w sprawie autonomii bądź przynależności państwowej. Wszystko powinno się odbyć pod kuratelą międzynarodową. W przypadku braku wynegocjowania takiego referendum autor twierdzi, że konflikt może być zamrożony na dłuższy czas niż współistniała Rosja i Ukraina w Związku Radzieckim.
Zaprzestanie walk oraz rozejm
Na koniec pisze on że cytowanie książki robi ze względu na odbyte na Alasce spotkanie Putina oraz Trumpa. Konstatuje on, że każdy chce wyjść z tego spotkania z twarzą. Choć twierdzi on, że nie uda się to wszystkim, za to udać się może po części we własnym kraju i swoich kręgach. Najistotniejszym sposobem jest po prostu zaprzestanie walk, ogłoszenie rozejmu i pozostawienie sprawy państwowej przynależności terytoriów ukraińskich zajętych przez Rosję zamieszkujących je ludziom. Uważa on to za jedyne sensowne czyli pokojowe i możliwe wyjście z sytuacji bez wyjścia. Ale i co do tego można mieć tak naprawdę wątpliwości ze względu na liczbę ofiar oraz różnych aktorów, którzy są pozornie po stronie Ukrainy, a tak naprawdę po stronie swoich interesów dla których wiecznie poróżniona z Rosją Ukraina jest korzystnym wyjściem. Które właśnie jest bez wyjścia.




