Karol Nawrocki wystąpił w debacie na generalnej 80 sesji zgromadzenia ogólnego ONZ. Stwierdził, że Polska zawsze będzie odpowiednio reagować i jest gotowa do obrony swojego terytorium. A jak jest gotowa widać było podczas incydentów z dronami, do których właśnie polski prezydent nawiązywał. Jednak zdecydowanie nieadekwatnie do zagrożenia, do tego wyciągając podczas debaty zbyt daleko idące wnioski. Świat jego zdaniem zmienił się całkowicie dopiero od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Zauważył on, że granice państwowe przestały być nietykalne, a prawo międzynarodowe stało się sugestią, a nie regułą. Tradycją stała się więc wypowiedź u polskich polityków amnezja dotycząca braku wspominania takich naruszeń terytoriów jak wojna w Iraku, Afganistanie czy też Jugosławii, ale i ostatnie wydarzenia w Iranie czy też Jemenie, nie mówiąc już o okupacji Palestyny od prawie 80 lat i trwającemu tam ludobójstwu.
Istnieje tylko rosyjski imperializm
Patrząc na ideologiczny redukcjonizm Nawrockiego można było odnieść wrażenie, że zgodnie z przewidywaniami świat składa się z wąsko pojętego “dobra” jakim naturalnie jest Zachód i je “centrum” czyli Polska oraz “czyste zło” pod postacią Rosji. I choć zauważył, że dotychczasowy ład kruszeje na naszych oczach, a świat wszedł w nową fazę niebezpiecznej rywalizacji wielkich mocarstw, łamania zasad i testowania jak daleko można się posunąć, to jednak ograniczył to naturalnie tylko do Rosji, która zaatakowała Ukrainę. Wspomniał wprawdzie o Izraelu i Palestynie, mówiąc o tym, że jest za rozwiązaniem dwupaństwowym. Lecz oprócz tego powiedział, że Izrael ma prawo do samoobrony, a działania muszą być zgodne z prawem, w tym humanitarnym. To jednak wydawało się być wypowiedzią proforma. Bo właśnie konflikt na Ukranie miał jego zdaniem być sprawdzianem, “czy zasady, na których opiera się ONZ, przetrwają próbę czasu, czy też ustąpią pod ciężarem imperialnych i kolonialnych ambicji państwa, które uważa się za stojące ponad prawem i które wielokrotnie ignorowało rezolucje Zgromadzenia”.
Nie poparte dowodami oskarżenia
W związku z tym przypomniał naturalnie o sprawie z dronami, które wleciały do naszego kraju w nocy z 9 na 10 września. Pomimo, że Rosja była gotowa do rozmów z tej sprawie, strona polska odmówiła, ale o tym prezydent Polski nie wspomniał, za to stwierdził, że były to oczywiście rosyjskie drony. Do tego podkreślił, że “kilkanaście dronów naruszyło granice mojego kraju celowo – bo zapewniam państwa, że nie był to przypadek – na rozkaz wydany w stolicy państwa będącego stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa”. Aby podkreślić “spenetrowanie prawdy” przez Polskę, powiedział w tonie zimnowojennym, że “Polacy nie przestraszyli się sowieckich hord w roku 1920 broniąc cywilizacji europejskiej. Deklarował, że Polacy i mieszkańcy krajów Europy Środkowo-Wschodniej nie przestraszą się też teraz rosyjskich dronów”. Nie dość więc, że doszło do oskarżenia Rosji o celowe naruszenie przestrzeni powietrznej kraju, co należy przypomnieć nieuzbrojonymi dronami, to do tego Karol Nawrocki przemówił niczym Stefek Burczymucha, który mówił “Ja nikogo się nie boję, choćby niedźwiedź (rosyjski) to dostoję”.




